wtorek, 31 stycznia 2017

Rozdział 14

*Clary*
Biegłam tak szybko jak tylko mogłam. Przede mną podążał Alan w wilczej postaci. Kiedy tylko znaleźliśmy się daleko od terytorium wrogiego stada, zatrzymałam się i odetchnęłam z ulgą. Rozmowa nie poszła tak jakbyśmy tego chcieli.
- Masz talent do pakowania się w kłopoty, tak jak ja - mruknęłam, próbując złapać oddech.
Pokiwał tylko łbem. Mój brat jako dziki wilkołak wygląda inaczej nisz normalny wilkołak. Jest trzy razy większy, a jego oczy świecą się na czerwono. Jego futro ma taki sam kolor jak jego włosy w normalnej postaci.
To spotkanie na samym początku szło całkiem dobrze. Jednak kiedy doszli do tematu porozumienia wszystko się posypało. Alfa tamtejszej sfory, chciał, aby połączyć oba stada poprzez małżeństwo. Jednakże kiedy mój kochany braciszek zobaczył jego córkę, od razu mu się odechciało. Powiedział kilka słów za dużo i musieliśmy uciec, aby nas nie rozszarpali. Trochę ucierpieliśmy, ale na szczęście to nic poważnego.
Skąd pewność, że Alan to mój brat? Otóż w nocy "włamałam" się do pokoju Magnusa i Aleca. Dzięki runie mogłam przejrzeć wspomnienia Magnusa. To było straszne. Jego umysł jest pełen chorych fantazji z Aleciem w roli głównej. Po za tym ma strasznie mroczne myśli i w ogóle wszystko w jego umyśle jest ciut mroczne. No, ale to czarownik więc... Wracając do Alana. Magnus skapnął się dopiero przy porodzie, ze jest nas dwójka. Nasza energia jakimś cudem ukryła jedno z nas. Alan urodził się "martwy". Znaczy tylko według Magnusa. Miał wyrzuty, no i nie chciał aby mama cierpiała po stracie kolejnego syna dlatego wymazał wszystkim tam obecnym pamięć, a jego znajoma zabrała "martwe" ciało mojego brata. Jak dla mnie to naprawdę chora sytuacja. Nic z tym jednak nie zrobię. Przynajmniej teraz go odzyskałam.
- Nie patrz tak na mnie. To twoja wina - prychnęłam.
Spojrzał na mnie i warknął.
Wyglądał jakby chciał się na mnie rzucić.
- Już się tak nie denerwuj, braciszku - uśmiechnęłam się.
Kolejny raz pokręcił łbem.
- Trafisz sam do domu? - spytałam.
Zanim zdążyłam cokolwiek jeszcze powiedzieć poszedł sobie. Coraz bardziej dostrzegam nasze podobieństwo.
Wyciągnęłam stelę i otworzyłam portal. Przeszłam przez niego i po chwili znalazłam się przed posiadłością. Spojrzałam na swoje ubranie i wiedziałam, że nie obejdzie się bez tłumaczenia. Moje spodnie były lekko podarte, tak samo jak kurtka. Na dodatek byłam cała brudna i trochę poraniona. Moje włosy były roztrzepane na wszystkie strony.
Weszłam do posiadłości i od razu usłyszałam głosy dochodzące z salonu. Jeszcze im się nie znudziło? Kiedy weszła do salonu wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Wszyscy wyglądali na zmartwionych. Wyglądam aż tak źle?
- Co ci się stało? - spytał Aiden podchodząc do mnie.
Uniósł mój podbródek i zaczął mi się dokładnie przyglądać.
- Czy to ślad pazurów? - spytał Jonathan podchodząc do mnie.
- Spokojnie, to tylko kilka zadrapań - mruknęłam odsuwając się od nich i opierając o ścianę.
- Co ci się stało? - ponowił pytanie Luke.
Może jeszcze przemilczę temat Alana. Będzie ciekawiej jak dowiedzą się później.
- Pomagałam znajomemu barmanowi - powiedziałam spokojnie.
- Co takiego? - krzyknęli razem.
Jakie zgranie... Nie spodziewałam się tego.
- Jest alfą dzikiego stada - oznajmiłam z uśmiechem.
- W coś ty się wpakowała? - zapytał Magnus łamiącym się głosem.
- Nic takiego. Ma pewne problemy z wrogim stadem.
- Wiesz, jakie to niebezpieczne? Dzikie stada są agresywne, nieprzewidywalne i nienawidzą nefilim - warknął Jace.
- Znasz kogoś z dzikiego stada? - spytałam.
Spojrzał na mnie niezrozumiale. Pokiwał tylko przecząco głową.
- Nie masz prawa ich oceniać. Jak widzę nic się nie zmieniłeś. Nadal oceniasz nie mając żadnych podstaw - prychnęłam.
Przewróciłam tylko oczami i wyszłam z salonu. A miałam nadzieję, że coś do niego dotarło przez te lata. Jednak się myliłam.


*Jace*
Przesadziłem. Jestem pewny, że po raz kolejny zmalałem w jej oczach. Ja po prostu się martwię. Dzikie wilkołaki są niebezpieczne, mogła zginąć lub zostać poważnie ranna. Naprawdę to takie dziwne, że mi zależy?
- Aiden wiesz o kogo mogło chodzić? - spytała Isabell.
- Nie. Zauważyłbym gdyby coś się działo. Wychodziła tylko na zakupy, tak to cały czas była w domu. Boję się, że nas okłamała i wpakowała się w coś gorszego - powiedział zdenerwowany.
- Jej talent do pakowania się w kłopoty, z roku na rok jest coraz gorszy - rzekł Jonathan.
- Trzeba to sprawdzić - mruknął Magnus.
Po chwili jęknął cicho z bólu i złapał się za głowę.
- Co się dzieje? - zapytał Alec, podchodząc do niego.
- Od samego rana głowa mnie boli. Żadne zaklęcie nie pomaga, no i mam niewielkie luki w pamięci - oznajmił.
- To trochę dziwne. Coś czuję, że to sprawka Clary - westchnąłem.
- Bardzo możliwe. Jest nieprzewidywalna - uśmiechnął się Aiden.
Jednak sposób w jaki to zrobił mnie zdenerwował. Nie zachowuje się w stosunku do niej jak parabatai! Bardziej wygląda mi to na podryw. Niech ją tylko spróbuje niewłaściwie dotknąć, a przysięgam, że go zabiję.




Coraz więcej zazdrości Jace'a.
W sobotę mam komers więc do tego czasu nie pojawi się żaden rozdział. No wiecie przygotowania, strojenie sali, dekoracje. 
W niedzielę powinien pojawić się rozdział.
Czytasz komentuj

niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 13

*Clary*
Przygotowywałam kolację kiedy usłyszałam jak ktoś puka w okno. Odsłoniłam zasłony i zobaczyłam Rahpaela. Wspominała, że on też wie o Willu? Jeśli nie to teraz wspominam. Wpuściłam go do środka. Jestem ciekawa czego chce.
- Jeśli chcesz mojej  krwi to naprawdę sobie daruj. Już i tak dużo ci jej dałam - mruknęłam.
- Magnus prosił abym z tobą porozmawiał. Dlaczego nie powiedziałaś, że cie zdradził? - oburzył się.
Teraz każdy będzie mi o tym przypominał? Naprawdę nie mają innych tematów do rozmowy?
- Nie pytałeś.
- Może za dobrze cie nie znam, ale widzę, że zachowujesz się dziwnie. Kiedy powiesz mu o Willu?
- Nie prędko - mruknęłam.
- Masz im trochę odpuścić bo...
- Nie próbuj mnie szantażować. Wskrzesiłam cie i równie dobrze mogę zabić. Jeśli chcą wybaczenia to muszą się postarać, a nie prosić, aby ktoś inny za nich to zrobił - warknęłam.
- Czyli to tak... Jesteś naprawdę sprytna - uśmiechnął się i zanim się obejrzałam, zniknął.
Oparłam się o blat.
- Mamo! Tam ktoś jest! - usłyszałam krzyk mojego synka.
Podbiegł do mnie. Wzięłam go na ręce. Po chwili wskazał palcem na okno i mocniej się we nie wtulił. Przez chwilę naprawdę się martwiłam. Odetchnęłam jednak z ulgą widząc Alana.
- Skarbie, nie ma się czego bać. Wujek nic ci nie zrobi - powiedziałam cicho.
Posadziłam go na krześle i wpuściłam ognistowłosego.
- Nie uprzedzałeś, że przyjdziesz - zauważyłam.
- Nudziło mi się - mruknął.
Podszedł do Will'a i wyciągnął zza pleców misia.
- Miś?- zaśmiałam się.
- To dziecko. Lubi misie - mruknął.
Kucnął przed moim małym aniołkiem i zaczął machać pluszakiem. Will tylko się uśmiechnął i wyciągnął w jego stronę rączki. Kiedy w końcu go dosięgnął, wręcz wyrwał go Alanowi z rąk i sam zaczął się bawić zabawką.
- Mówiłem - mruknął.
- Dla mnie też coś masz? - spytałam.
Podszedł do okna i wychylił się przez nie. Po chwili postawił przede mną czarną torbę.
- Ubrania na jutro - wyjaśnił.
- Kupiłeś sobie takie same?
- No jasne, że tak. Będziemy wyglądać identycznie - uśmiechnął się.
- Już i tak jesteśmy identyczni - zauważyłam.
Podszedł do mnie i oparł się o blat.
- W tym musi się kryć jakaś tajemnica. Dostrzegam w nas coraz więcej podobieństw. To nie jest normalne.
- Czyli ty też... Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że jesteśmy rodzeństwem - szepnęłam.
- Tylko jakim cudem zostaliśmy rozdzieleni? No i dlaczego twoja matka o niczym nie powiedziała?
- Może jej ktoś pamięć wymazał - palnęłam.
Po chwili jednak spojrzeliśmy na siebie.
- Magnus! - powiedzieliśmy w tej samej chwili.
- Nie mam do tego teraz głowy. Jakoś go podpytam.
Podeszłam do Will'a, usiadłam na krześle i posadziłam go na kolanach. Alan dalej opierał się o blat. Miał jakąś zmartwioną minę.
- Coś się stało? - spytałam.
- Może zrobimy małą konfrontację? Albo wkradniesz się mu do głowy i zobaczysz jego wspomnienia.
- A może jedno i drugie?
- Mamy już prawie pewność, siostrzyczko - podkreślił ostatnie słowo.
Dziwnie to trochę brzmi. Jonathan tak do mnie mówi. Nie mogę zrozumieć jak to możliwe? Jak w ogóle można rozdzielić bliźnięta? No i jakim cudem mama nie wiedziała, że jest w bliźniaczej ciąży? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
- Kończymy te kolację? Jestem trochę głodny
- To co skarbie, pozwolimy wujkowi gotować?
Will spojrzał na mnie i zszedł z moich kolan. Posadził misia na krześle i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Ja tez chce - powiedział radośnie.
- No dobrze.
Jak dobrze móc odpocząć od tych wszystkich problemów. Z drugiej strony gdyby nie one pewnie nigdy nie poznałabym Alana, mojego bliźniaka. Jonathan nie poznałby Vanessy. Chyba będę im musiała podziękować tuż po tym jak Magnus dostanie ochrzan za tą całą sytuację.




Proszę, abyście mi nie wypominali długości rozdziałów.
Spieszę się bo za niedługo muszę wyjść i pisze ten rozdział na szybko. 
Chcę wykorzystać ostatni dzień ferii.
Czytasz komentuj

sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 12 cz. 2

*Jonathan*
Siedzieliśmy w salonie czekając na Clary. Oczywiście była tu moja matka i pozostali. Po chwili otworzył się portal. Zdziwiłem się widząc moją żonę. 
- Dzień dobry - przywitała się radośnie ze wszystkimi.
- Witaj kochanie. Coś się stało? - spytałem podchodząc do niej.
Miała na sobie jasno różową dresową sukienkę przez co jej duży brzuszek było bardzo dobrze widać.
- Clary niestety nie mogła się pojawić - powiedziała spokojnie.
Pewnie Will znowu miał koszmary.
Pierwsza do mojej żony podeszła moja matka. Widziałem łzy w jej oczach kiedy się witały. Kiedy wszyscy poznali moja ukochaną, usiedliśmy. Oczywiście Vanessa siedziała na moich kolanach.
- Jak się poznaliście? - spytała Isabell.
- Clary uratowała mnie przed demonem. Byłam ranna więc zabrała mnie do domu gdzie poznałam Jon'a - odpowiedziała.
- Przykro nam, że nie mogliśmy być na waszym ślubie - rzekła ze łzami w oczach mama.
- Niestety czasu pani nie cofnie - mruknęła.
Okey... Widzę, że będzie dziś dość humorzasta.
Moja matka spojrzała na nią, lekko zdziwiona. 
- Ja mam inne pytanie. Jakim cudem Raphael żyje? Przecież go zabiłeś, znaczy Sebastian zabił - zmienił temat Magnus.
- To pytanie bardziej do Clary - oznajmiłem.
Po chwili usłyszałem cichy jęk bólu. Spojrzałem na Vanessę, tak jak pozostali.
- Kopie.
Dotknąłem jej brzucha i po chwili poczułem kolejne kopniecie.
Zanim się obejrzałem Jace wstał i wyszedł. Za nim poszedł Alec. Ciekawe co mu się stało?


*Jace*
Nie mogłem, po prostu nie mogłem tam dłużej siedzieć. Dlaczego ja nie mogę tak mieć?
- Jace! Stój! - usłyszałem krzyk mojego parabatai.
Zatrzymałem się i spojrzałem na niego.
- Co się stało?
- Jestem zazdrosny! Okey? - warknąłem.
- Dlaczego? - spytał zdezorientowany.
- Ja i Clary, nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach...
- Co to ma do rzeczy?
- Nie potrafię patrzeć na to szczęście Jonathana. Dostał drugą szansę. Ma żonę, za niedługo będzie miał dziecko, swoją własną rodzinę. A ja? Wszystko straciłem. Mogę jedynie o tym pomarzyć.
- Dobrze zrozumiałem, chciałbyś zostać ojcem?
- Właśnie to powiedziałem - prychnąłem.
Podszedł do mnie po chwili i mnie przytulił. Wolałbym, aby na jego miejscu była Clary, ale nie mogę narzekać, w końcu to mój parabatai.
- Zamiast się zamartwiać i wkurzać na cały świat powinieneś zacząć działaś. Nie tylko on dostał szansę. Gdyby nie to co się teraz dzieje prawdopodobnie nigdy by nie wróciła. Walcz póki masz okazję - oznajmił.
- Tylko jak? Pierwszy raz w życiu nie wiem co zrobić - mruknąłem.
- Przez ostatni czas było tego znacznie więcej - zaśmiał się.
- Dziś i tak nic nie zrobię. Muszę coś wymyślić. Tylko gorzej bo jestem pewny, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
- Od czego ma się parabatai? Wymyślimy coś. Nawet już mam pomysł tylko musimy go trochę dopracować.
Spojrzał na mnie z chytrym uśmiechem. Oby wymyślił coś dobrego.



Moje ferie dobiegają już końca. Dodam jutro rozdział tak na ich zakończenie.
Potem będę dodawać rozdziały 2-3 razy w tygodniu. 
Jakieś pomysły jak Jace mógłby spróbować naprawić swoje winy? 
Mam kilka pomysłów, ale może jest coś co chcielibyście, aby się pojawiło?\
Czytasz komentuj

piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 12 cz. 1

*Magnus*
Siedzę właśnie na fotelu i próbuję przekonać Raphael'a do porozmawiania z Clary. Isabell w tym czasie jest u Mai.
- No dobrze, ale najpierw powiedz mi co się właściwie wydarzyło? Nikt bez powodu nie ucieka ani się nie rozwodzi.
Nie sądziłem, że o to zapyta.
Usiadł i spojrzał na mnie. Położył nogę na kolanie.
- Zaczęło się od znalezienia Amy. Była ranna i potrzebowała pomocy. W tamtej chwili nie wiedzieliśmy jakie będą z tego konsekwencje. Była miła i wzbudziła nasze zaufanie. Tylko Clary miała z nią problem. Od początku przymilała się do Jace'a. Potem Clary została oskarżona o zamordowanie wilkołaków. Kobiety z dwojgiem dzieci. Amy na naradzie wstała i oskarżyła ją o zdradę własnej rasy. Przekonała wszystkich, że od początku to planowała z Valentinem. Wszystkie dowody były przeciwko niej...
- Czy ty mi próbujesz powiedzieć, że ją zdradził i porzucił?
- Wszyscy uwierzyliśmy Amy. Dogadaliśmy się z Jią, aby ja aresztowali po ich rozwodzie. Ona jednak uciekła. Po tygodniu pokazała o co jej tak naprawdę chodziło. Wyśmiała nas wszystkich. Mówiła, że daliśmy się podejść jak dzieci - powiedziałem.
- Czyli co mam z nią porozmawiać i naprawić wasze winy?
- Może ciebie posłucha...
- Magnus czy ty siebie słyszysz? Wy wiecie co jej zrobiliście? Ja się naprawdę dziwie, że po tym wszystkim jeszcze żyjecie - prychnął.
- Raphael, proszę.
- Musiała mieć naprawdę dobry powód, aby tu wrócić. Porozmawiam z nią, ale nie oczekujcie ode mnie zbyt wiele.
Wstałem i wyszedłem z hotelu Dumort. Mam nadzieję, że to pomoże. Stanąłem przed budynkiem i spojrzałem na stojącego w oknie wampira. Coś do mnie dotarło.
Przecież Sebastian go zabij. Tak naprawdę go zabił! Jakim cudem on nadal "żyje" i jest wampirem? Czemu ja wcześniej nie zwróciłem na to uwagi?


*Clary*
Obudził mnie cichy płacz dochodzący zza drzwi. Szybko się podniosłam. Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam. Zanim się obejrzałam mój synek tulił się do mnie cały czas płacząc. Podniosłam go i przytuliłam do siebie. Pewnie kolejny raz śnił mu się koszmar. Anioły nie mamą ani trochę wyczucia.
- Skarbie, już dobrze - wyszeptałam, głaszcząc go delikatnie po głowie.
Położyłam go na łóżku i uspokajałam do puki nie zaśnie.
Przez resztę nocy nie mogłam spać. Musiałam czuwać nad nim.
- Mamo, zostaniesz? - spytał cicho.
- Nigdzie się dziś nie wybieram - wyszeptałam i wzięłam go na ręce.
Wyszłam z sypialni i zeszłam na dół. Vanessa siedziała przy stole i kroiła warzywa.
- Coś się stało? - spytała.
- Nie mogę dziś zjawić się w Idisie. Muszę zająć się Willem. Mogłabyś mnie zastąpić?
- Jasne - odpowiedziała.
Jestem pewna, że zdążyła już zatęsknić za Jonathanem.



Bardzo przepraszam za krótki rozdział.
Oglądałam anime, które znalazłam i tak zleciał mi cały dzień. Jutro dodam 2 część znacznie dłuższą.
Czytasz komentuj

czwartek, 26 stycznia 2017

Rozdział 11

*Jace*
Kiedy dotarłem nad jezioro, nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Na brzegu siedziała Clary. Była sama. Bez zastanowienia, zacząłem do niej podchodzić. Usiadłem obok niej. Przez chwilę bałem się, że ucieknie. Ona jednak nie zrobiła nic. Siedziała i patrzyła na wodę.
- Śledzisz mnie? - spytała cicho.
Jej ton głosu ani trochę nie przypominał tego, który wcześniej słyszałem. Był delikatny, przepełniony wieloma uczuciami.
- Nie - odpowiedziałem równie cicho.
Między nami zapanowała cisza. Cieszyłem się, że mogę jej się w spokoju przyjrzeć. Zmieniła się. Jej włosy miały jeszcze piękniejszy kolor. Jej piegi całkowicie się zatarły. Usta były znacznie pełniejsze, a kości policzkowe bardziej widoczne.
- Przestaniesz - mruknęła.
- Dlaczego nie chcesz dać mi szansy? Zrobię wszystko, aby cię odzyskać, aby naprawić to co zniszczyłem - powiedziałem pewnie.
- Nie potrzebuję kolejnych twoich nic nie wartych obietnic. To tylko słowa. Tyle już mi obiecałeś, na przykład podczas ślubu. Żadnej z obietnic nie dotrzymałeś - jej głos się lekko załamał.
- Wiem, że nie uwierzysz w żadne moje słowo, ale chcę żebyś wiedziała, że kocham się najbardziej na świecie i nie przestanę o ciebie walczyć. To co zrobiłem jest największym błędem mojego życia. Zdałem sobie z tego sprawę kiedy zniknęłaś. Oddałbym wszystko, aby móc cofnąć czas.
- Dlaczego ja?
- Co? - spytałem nie rozumiejąc.
- Pamiętasz jak mnie rzucałeś? Przyznałeś się wtedy, że mnie zdradziłeś. Powiedziałeś, że mnie nie chcesz bo zakochałeś się w Amy. Dlaczego więc mówisz to mi, a nie jej? Nie chce cie? Zrobiła co miała zrobić i dała ci kosza, a teraz chcesz mnie odzyskać bo ona cie nie chce.
- Jak możesz myśleć coś takiego? - uniosłem się.
- Taka jest prawda.
- Mylisz się - zaprzeczyłem od razu.
- Oszukujesz nie tylko mnie, ale i siebie. Pogodziłam się, że wolisz ją. Nie rozumiem tylko jednego, po co mi się oświadczyłeś? Nie mogłeś rzucić mnie jak normalny człowiek? Pożałowałeś tego tuż po naszym ślubie więc dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? - jej głos drżał.
Wstała i wytarła ręką łzy. Dopiero teraz zorientowałem się, że płacze. Kiedy to zrobiła zobaczyłem na jej palcu pierścionek. To nie był byle jaki pierścionek. Dałem jej go kiedy się jej oświadczałem. Nie mogę uwierzyć, że nadal go nosi.
Chciałem do niej podejść, ale szybko odrzuciłem ten pomysł.
- To nie tak jak myślisz!
- Odpuść, tak będzie lepiej dla wszystkich. Będziesz mógł być z Amy, a ja wrócę do swojego życia. Sam wybrałeś sobie taki los - oznajmiła i skierowała się w stronę lasu.
Miała rację. Odeszła, na moje własne życzenie. To ja ją zostawiłem. Poczułem jak po moim policzku spływa samotna łza.
Dlaczego myśli, że wolę Amy? Nigdy nic do niej nie czułem. Omotała mnie i nastawiła przeciwko niej.
Kiedy jej sylwetka zniknęła mi z oczu, nie mogłem uwierzyć we własną głupotę. Mogłem ją zatrzymać. Pobiegłem w kierunku, w który poszła. Dopiero po kilku minutach ją znalazłem. Siedziała oparta o pień drzewa i na moje oko próbowała się uspokoić. Jej oddech był ciężki. Nie widziała mnie.
- Clary! - usłyszałem głos Aidena.
Schowałem się za drzewo, aby żadne z nich mnie nie zobaczyło. Byłem ciekaw czego się dowiem.
- Coś ty sobie myślała? Szukam cie po całym lesie - oburzył się.
Ona jednak nic nie powiedziała, tylko się rozpłakała. Patrzyłem jak podchodzi do niej i ją przytula.
- Spotkałam go nad jeziorem - oznajmiła przez szloch.
- Co on ci znowu powiedział?
- Nie potrafiłam na niego nakrzyczeć! Nie potrafiłam! Aiden dlaczego nie może być tak jak kiedyś?
- Nie wiem - powiedział dość cicho dlatego nie wiem czy dobrze usłyszałem.
Po chwili wstała i wzięła głęboki wdech.
- Muszę w końcu przestać bo się załamię. Wracajmy, może już poszli.
Kiedy zniknęli usiadłem na ziemi. Jak ja mam ją odzyskać? Chyba będę musiał poprosić Jonathana o pomoc.


*Isabell*
Siedziałam na kolanach Simona w posiadłości rodziców. Alec przytulał się do Magnusa, a Jocelyn do Luke'a. Czekaliśmy na Jace'a, który nie wiadomo gdzie poszedł. Mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobi. Po kilku minutach wszedł do salonu. Usiadł bez słowa i patrzył w ścianę.
- Coś się stało? - spytałam.
- Rozmawiałem z nią - powiedział.
- I co? - zapytał Alec.
- Uważa, że chcę ją odzyskać, ponieważ Amy mnie zostawiła - powiedział.
Przez chwilę miałam wrażenie, że jego oczy się zaszkliły.
- Przecież to nie prawda - rzekła Magnus.
- Nadal nosi pierścionek - uśmiechnął się.
- Pogubiła się - westchnęła Jocelyn.
- Coś wymyślimy. Wszystko się ułoży - próbował ją pocieszyć Luke.
Cholera gdybym mogła coś zrobić. Tylko co? Przecież wszyscy zawinili. Z nikim nie będzie chciała rozmawiać. Zaraz przecież nie wszyscy zawinili! Jest Raphael albo Maia.
- Magnus wychodzimy - oznajmiłam szybko wstając.
- Co? Dokąd? - spytał zaskoczony.
- Nie mamy czasu- warknęłam i pociągnęłam go za nadgarstek.
Wszyscy patrzyli na mnie nie wiedząc co zrobić, ani co powiedzieć. Tylko jak ich tu ściągnąć? Maia pewnie się zgodzi, ale Raphael? Trudno, Magnus się tym zajmie.



Rozdział 10

*Jace*
Stałem przed drzwiami posiadłości razem z pozostałymi. Musiałem ją zobaczyć. Simon zaczął dość mocno pukać. Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Po chwili otworzył nam Jonathan. Był wyraźnie niezadowolony. Bez słowa nas wpuścił.
- Tylko bądźcie cicho - mruknął.
Weszliśmy do salonu. Myślałem, że wyjdę z siebie widząc jak śpi w niego wtulona. Oparłem się o szafkę tak samo jak Magnus. Jakimś dziwnym trafem wazon, który na niej stał, spadł. Clary gwałtownie się podniosła i spojrzała na nas z wyrzutem.
- Naprawdę? Teraz nawet spać mi nie pozwolicie? - warknęła i wstała.
Aiden posłał nam mordercze spojrzenie. Jednak to co zrobiła Clary kompletnie mnie zdziwiło. Podeszła do kredensu, wyciągnęła z niego butelkę whisky i szklankę. Nalała sobie i usiadła jak gdyby nigdy nic. Jonathan był tak samo zaskoczony jak my.
- Ty pijesz? - spytał zdziwiony.
- Chyba widać - mruknęła.
- Nigdy... przecież nie lubisz - wtrącił się Simon.
- Polubiłam - rzekła i wypiła całą zawartość szklanki.
Zawsze miała problem, aby napić się okazyjnie, a teraz... Nie poznaję jej. Naprawdę, aż tak zmieniło ją to wszystko?
- Po co przyszliście? - spytała.
- Córeczko, proszę daj nam wszystko wyjaśnić - powiedziała, niemalże płacząc Jocelyn.
- O ile się nie mylę Pani nie ma już córki - uśmiechnęła się złośliwie.
Czy ona naprawdę to powiedziała?
- Clary... - wtrącił się Luke.
- Jeśli zamierzasz prawić mi teraz kazanie to naprawdę sobie daruj. Naprawdę nie mam ochoty was słuchać.
- Przestań się tak zachowywać - nie wytrzymałem.
- Tak? Czyli jak? Zachowuję się tak jak zawsze. A czekaj przecież wy nie wiecie jak się zachowywałam przez ostatnie lata. Jeśli nie podoba się wam moje zachowanie możecie stąd iść, nikt was tu nie trzyma - prychnęła.
Nigdy nie była taka chamska.
- Dlaczego to robisz? - spytałem.
- Sprecyzuj swoje pytanie bo nie rozumiem.
Już miałem się odezwać kiedy usłyszałem śmiech Aidena. Naprawdę? Jego to bawi?
- Żałujcie, że nie widzieliście swojej miny - powiedział przez śmiech.
Po chwili Clary na nas spojrzała i sama się zaśmiała. Po chwili objął ją ramieniem, a ona się w niego wtuliła. Wyszeptał jej coś do ucha przez co jeszcze bardziej się roześmiała.
Jej śmiech jest tak samo piękny jak zapamiętałem. Oddałbym wszystko, aby znów móc słuchać go codziennie.
- Z czego wy się śmiejecie? - spytała Isabell.
- Podejdź - mruknęła.
Isabell stanęła przed nią. Clary pokazała jej gdzie ma spojrzeć.
- Odsuńcie się od tego - krzyknęła.
Momentalnie odskoczyliśmy od szafki. Zanim się obejrzeliśmy upadła z hukiem.
- Aiden - warknął białowłosy w jego stronę.
- Ty mu przywaliłeś, a ja niestety nie miałem takiej możliwe więc musiałem coś wymyślić.
- I dlatego musiałeś użyć do tego szafy?
- Clary i tak zamierza zmienić wystrój - mruknął.
Clary powiedziała mu coś i wstali. Wzięła buty i bezrękawnik. Szybko wyszli. Nadal jednak słychać było ich śmiech.
- Zawsze się tak zachowuje? - spytał Alec, pomagając Jonathanowi podnieść szafę.
- Przy Aidenie tak. Z jednej strony cieszę się, że przy nim znowu jest sobą z drugiej jednak strony... za wszelką cenę stara się nie cierpieć - odpowiedział.
Usiedliśmy na kanapie. Jonathan wyciągnął stelę i szybko naprawił wazon jak i meble.
- Czy wcześniej też miał takie pomysły? - dopytywał Magnus.
- Tak. Raz nawet spadli z dachu - oznajmił.
- Jak do tego doszło? - zapytała Jocelyn.
Cały czas miała łzy w oczach. Wiedziałem, że to co powiedziała Clary bardzo ją zabolało.
- To był dzień kiedy powinna wypadać wasza pierwsza rocznica ślubu. Clary siedziała na dachu, wpatrując się w gwiazdy i płacząc. Ja, Aiden i moja... teraz już żona spaliśmy. Obudził nas dziwny dźwięk, jakby ktoś nieudolnie bawił się sztyletami. A kiedy wstaliśmy, okazało się, że to Clary. No i jak po nią poszedł, to nie chciała zejść. Próbował ściągnąć ją siłą, ale poślizgnął się i oboje spadli - oznajmił.
- Wiesz dlaczego... -zaczęła Jocelyn, ale jej przerwał.
- Moim zdaniem ma jakiś odrębny powód przez, który tak do ciebie powiedziała. Nie martw się mamo - usiadł obok niej i ją przytulił, w chwili kiedy się rozpłakała.
Wstałem i po prostu wyszedłem. Muszę się przewietrzyć. Spojrzałem na niebo i udałem się w kierunku jeziora Lyn. Co z tego, że to daleko?
Muszę tak iść i wszystko przemyśleć.




Trochę, krótki. jestem w trakcie pisania kolejnego. Dodam go jeszcze dziś jeśli pojawi się pod tym postem co najmniej 6 komentarzy.
Czytasz komentuj

wtorek, 24 stycznia 2017

Rozdział 9

*Clary*
Wylądowałam na pięknej zielonej polanie. Ciepły wiaterek delikatnie rozwiewał moje włosy. Szłam po dróżce, kierując się w stronę niewielkiego miasteczka. Po drodze mijałam kobiety razem z dziećmi, wilkołaki przechadzające się po całym terytorium. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nie rozumiem co świat ma do dzikich wilkołaków. To, że budzą większy strach wcale nie znaczy, że są potworami.
Minęłam kilka domów i dotarłam pod niewielki bar. Weszłam do środka i pierwsze co zobaczyłam to ognista czupryna barmana. Podeszłam bliżej i usiadłam na krześle tuż przy barze. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- To co zwykle? - spytał radośnie.
- Nie dziś Alan - mruknęłam.
Alan jest przywódcą dzikich wilkołaków. Jak dla mnie to trochę dziwne, żeby alfa prowadził bar no, ale jak kto woli. Jego włosy jak i oczy mają taki sam kolor jak ja. Ogółem jesteśmy podobni. Mamy tyle samo lat, podobne kości policzkowe i charakter. Na początku jak go poznałam to myślałam, że to mój zaginiony bliźniak, ale to by było raczej mało prawdopodobne. Mama chyba by mi o tym powiedziała, no i by go nie porzuciła, przynajmniej tak mi się wydaje.
- Na pewno? Jesteś trochę markotna.
- Postanowiłam się ujawnić - rzekłam niezbyt przekonująco.
- Wreszcie cie zmusili? - spytał.
Nikt, nawet Aiden nie wiedzą o tym, że zaprzyjaźniłam się z dzikimi wilkołakami.
- Nie tyle co zmusili. Użyli właściwych argumentów - odpowiedziałam.
- Spotkałaś ich?
- Na moje nieszczęście tak. Mam tego już dość. Nie dość, że sam ich widok boli to jeszcze jestem pewna, że będą mnie nachodzić.
- Z tego co mi opowiadałaś to są dość uparci, a już zwłaszcza twój były mąż.
- Polej mi jednak - prychnęłam.
Wyszczerzył się i postawił przede mną szklankę.
Nalał do niej trochę whisky. Wzięłam szklankę i szybko wypiłam całą zawartość.
- Czyli twój były mąż to nadal drażliwy temat - stwierdził.
- Od 4 lat jest drażliwym tematem, to szybko się nie zmieni.
- Pamiętaj jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie szukać. Ja jestem po twojej stronie. Jak zrobią coś niewłaściwego to z przyjemnością rozszarpię im gardła.
- Za to cię uwielbiam. Rozgadaliśmy się trochę, a ja przyszłam w ważnej sprawie. Potrzebuję jednego ze szkicowników - oznajmiłam.
- Obiecałaś to szanownej pani konsul?
- Niestety. Chcę to jak najszybciej skończyć i wrócić do spokojnego życia z dala od nich.
- To poczekaj na mnie przed barem. Musze wziąć kogoś na zastępstwo za mnie.
Wstałam i wyszłam z baru. Po chwili do mnie dołączył. Skierowaliśmy w stronę jego domu. Po drodze mijaliśmy członków jego stada. Obojgu z nas kierowali szeroki uśmiech.
- Zamierzasz im wybaczyć? - spytał po chwili.
- Nie. Nie potrafię...
- Im zaufać - dokończył.
- Nie potrzebuje ich. Mam Will'a, ciebie, Aidena, Jonathana i Vanesse. Mam nową rodzinę. 
- Wiem, ale nie możesz wiecznie uciekać. Jestem po twojej stronie. Popieram to co robisz bo wiem, że podejmujesz właściwe decyzje. Powinnaś w końcu zapomnieć o nim i znaleźć sobie kogoś.
- Przecież wiesz, że to niemożliwe. Tyle razy próbowałam, ale nie potrafię. Mimo, że nie jesteśmy już małżeństwem ja nie potrafiłabym go zdradzić. Jak to w ogóle brzmi. Jestem samotna i nie potrafię ułożyć sobie życia u boku innego faceta bo czułabym się jakbym zdradzała byłego męża. To jakiś absurd.
- Racja - mruknął i wyciągnął z kieszeni papierosa.
- Ty wiesz, że to szkodliwe?
- Nie mogę się nawet upić, a ty czepiasz się o jednego papierosa?
Alan jako wilkołak, szybko regeneruje swój organizm. Nie może się upić bo procenty w jego krwi znikają w bardzo szybkim tempie.
- Przecież nic nie mówię - uśmiechnęłam się.
- Co ja z tobą mam...
- Ej, gdyby nie ja twoje życie byłoby nudne. Kto by ci streszczał całe życie i problemy?
- Ciesze się, że ci humor wrócił.
Kiedy to powiedział, zdałam sobie sprawę, że spalił całego papierosa. Nie rozumiem go.
- Poczekaj tu przyniosę ci ten szkicownik.
Alan wszedł do swojego domu. Kiedy tylko zaczęłam tworzyć nowe runy stwierdziłam, że muszę jej ukryć w bezpiecznym miejscu. A najbezpieczniejszym miejscem na świecie jest terytorium dzikich wilkołaków. Nikt nie odważyłby się wejść na ich teren, a co dopiero próbować cokolwiek stąd wykraść.
Po kilku minutach wrócił ze szkicownikiem.
- Wpadnij jeszcze - oznajmił.
- Jasne, że wpadnę. Może w końcu odkryjemy dlaczego jesteśmy tak podobni.
- Jeśli chodzi o podobieństwo. Zrobisz coś dla mnie?
- Ty mi pomogłeś wiele razy, jakoś muszę się odwdzięczyć.
- Za 3 dni mam spotkanie z przywódcą wrogiego stada. Chciałbym wykorzystać nasze podobieństwo - powiedział.
- No dobra, ale biorę ze sobą broń.
- Pamiętaj, że dzikie stada nie tolerują Nefilim. Prawdopodobnie nawet nie będą wiedzieć kim jesteś.
- W czym ty tu problem widzisz?
Wzięłam szkicownik i wyjęłam stelę. Otworzyłam portal i szybko przez niego przeszłam. wylądowałam przed domem pani konsul. Jak najszybciej weszłam do środka i skierowałam się do gabinetu. Weszłam bez pukania.
- Chcę go z powrotem.
Położyłam przed nią szkicownik i wyszłam z budynku.
Po kilku minutach znalazłam się w posiadłości. Weszłam do salonu i zobaczyła siedzącego Aidena. Zdjęłam bezrękawnik i buty. Położyłam się na kanapie, tak że moja głowa leżała na kolanach mojego parabatai.
- Spałaś w ogóle? - spytał.
- Nie.
Usiadł wygodniej na kanapie. Moja głowa teraz leżała na jego brzuchu. Wziął koc i mnie nim okrył.
- Teraz możesz się wyspać - powiedział cicho.
Wtuliłam się w niego i po chwili zasnęłam.




Rozdział miał być wczoraj, ale w ostatniej chwili zmieniłam swoje plany. Na początku miał być chłopak, który za wszelką cenę starałby się zdobyć Clary. No ale to trochę już przereklamowane.
A ja nie lubię pisać czegoś oczywistego, bo to by było po prostu nudne. 
Jak myślicie czy w życiu Alana jest ukryta jakaś tajemnica?
Zapraszam do zakładki z bohaterami. Jest tam kilka wskazówek.
Czytasz komentuj

niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 8 cz. 2

*Clary*
Przez całą noc nie mogłam spać. Podniosłam się z łóżka i skierowałam do łazienki. Wzięłam odświeżający prysznic. Zrobiłam delikatny makijaż. Nałożyłam trochę podkładu, aby ukryć zmęczenie, usta pomalowałam jasno różową szminką, a oczy podkreśliłam czarną kredką i tuszem. Wyszłam z łazienki owinięta w ręcznik. Podeszłam do szafy i wyjęłam potrzebne ubrania. Założyłam bieliznę, jasne jeansy, białą bluzkę z odkrytymi ramionami, czarny bezrękawnik z lekkim futerkiem i czarne wysokie szpilki. Zeszłam na dół i zobaczyłam roześmianą twarz mojego synka. Podeszłam do niego i ucałowałam w czubek głowy. Uśmiechnął się szerzej i pobiegł do salonu, prawdopodobnie po zabawki.
- Nie zdążyłyśmy wczoraj porozmawiać - usłyszałam głos Vanessy.
- Nie ma o czym...
- Clary, kogo ty chcesz oszukać?
- Nie wytrzymałam, okey? Nie potrafię znieść ich widoku, ani tego cholernego bólu serca - usiadłam zrezygnowana na krześle.
- Dziwisz się, że tak reagujesz? Przez ostatnie 4 lata wszystkie swoje myśli, uczucia zarezerwowałaś dla Will'a. Tak długo dusiłaś w sobie żal, smutek i rozczarowanie, że teraz nie potrafisz sobie poradzić - oznajmiła.
- Radzę sobie.
- Kiedy widzisz Will'a. Jest twoim synem, a także ostatnią rzeczą jaka pozostała ci po Jace'ie. Choćbyś nie wiem jak bardzo pragnęła wyrzucić go z serca, to i tak nie dasz rady, ponieważ Will zawsze będzie ci o nim przypominał - powiedziała spokojnie.
- Może i masz rację, ale to i tak nic nie zmienia. Will zawsze będzie dla mnie najważniejszy. Jeśli zamierzasz zachowywać jak Jonathan to naprawdę sobie daruj. Nie zamierzam im wybaczać, ani tym bardziej współczuć. Ja mu nie kazałam, pchać się do jej łóżka.
Spojrzała na mnie lekko zdziwiona. Ruszyła delikatnie powiekami, ale nic nie powiedziała.
Poszłam do salonu i kucnęłam obok mojego synka.
- Mamusia musi wyjść, ale niedługo wrócę.
- Mogę iść z tobą? - spytał z nadzieją.
- Innym razem skarbie.
Pocałowałam go w czoło i wstałam. Poszłam do piwnicy i przeszłam przez portal.




Przepraszam, że tak krótko, ale następny rozdział będzie dłuższy.
Zamierzam wprowadzić nową postać i muszę przemyśleć jej rolę w następnym rozdziale.
Czasami mogą pojawić się rozdziały podzielone na 2 części ze wzgędu na mój brak weny, chęci czy niewielką karę.
Czytasz komentuj 

sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział 8 cz. 1

*Jace*
Leżałem i patrzyłem na moje zdjęcia z Clary. Wspominałem nasz ślub. Uczucie szczęścia kiedy widziałem ją idącą w złotej sukni ślubnej. Moment kiedy nakładaliśmy sobie runy.
 Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Kiedy Jonathan powiedział, że Clary nadal mnie kocha, poczułem niewyobrażalną radość. Obawiałem się, że po tym wszystkim co jej zrobiłem nie będę miał szansy naprawić swoich win.
Nagle usłyszałem jak ktoś puka. Poszedłem otworzyć i zobaczyłem Aidena.
- Mogę wejść?
Wpuściłem go. Jestem ciekawy co ma mi do powiedzenia. Zaprowadziłem go do salonu. Usiadłem na fotelu i spojrzałem na niego wyczekująco.
- Dlaczego to robisz? - spytał.
- Co?
- Doprowadziłeś ją do płaczu.
Kiedy to powiedział poczułem ból w sercu. Nie chciałem doprowadzać jej do płaczu.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałem.
- Kiedy ją poznałem była radosną dziewczyną, mogącą zrobić wszystko dla tych, których kocha. Patrzyłem na każdy jej szczery uśmiech. Słuchałem z jak wielką miłością o was opowiada. Była dla mnie wzorem. Mimo problemów, nie poddawał się. Potem pojawiła się Amy i musiałem patrzeć jak każdego dnia traci tą radość i z każdą chwilą załamuje się coraz bardziej. Robiła wszystko abyście jej uwierzyli. Znałem ją jakiś czas, a wiedziałem, że nie mogłaby zrobić czegoś takiego. Minęły 4 lata. Ułożyła na nowo swoje życie. Pogodziła się z myślą, ze jej nienawidzicie. A teraz zachowujecie się tak jakby to była zwykła błahostka. Zabawiłeś się jej uczuciami. Pomyśl o niej i daj jej spokój. Nie niszcz kolejny raz jej życia.
Powiedział co ma powiedzieć i wyszedł. Nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Czy on naprawdę myśli, że odpuszczę? Clary jest najważniejszą osobą w moim życiu. Popełniłem największy błąd w swoim życiu. Nic mnie nie usprawiedliwia. Pozwoliłem aby jakaś blondyna zawładnęła mną i zrujnowała mi życie. Żałuje tego i chcę to naprawić. Wierzę, że dla nas jest nadzieja.




Mam taka małą karę i piszę z ukrycia. Jutro dodam 2 część. 
Mam nadzieje, że to zrozumiecie.
Czytasz komentuj

piątek, 20 stycznia 2017

Rozdział 7

*Clary*
Musiałam się wyżyć. Nie sądziłam, że ich widok tak bardzo mnie zaboli. Razem z Aidenem trenowaliśmy w sali treningowej. Pot spływał po mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Musiałam choć przez chwilę przestać o nich myśleć. Najbardziej jednak zabolał mnie widok Jace'a. Nadal go kocham, ale myśl, że byłam tylko jego zabawką mnie dobija.
Pamiętam jacy byliśmy szczęśliwi, a potem z dnia na dzień mnie zostawił i zażądał rozwodu.
Odwróciłam się, żeby spojrzeć na mojego parabatai, ale go tam nie było. Spojrzałam na miejsce gdzie powinna leżeć moja stela.
- Cholera - mruknęłam.
Jak najszybciej pobiegłam do salonu. Nie mogłam w to uwierzyć. Czego oni ode mnie chcą? Spojrzałam najpierw na Jonathana, a potem na nich. Czy oni myślą, że tymi kwiatami mnie przekupią?
- Co oni tutaj robią? Chyba wyraźnie powiedziałam, że nie mam im nic do powiedzenia - warknęłam.
- Ja mam inne zdanie - oznajmił Jonathan.
- Przynajmniej wiem dlaczego zabrał mi stelę - prychnęłam i usiadłam na fotelu.
Posłałam im mordercze spojrzenie.
- Więc słucham, co macie mi do powiedzenia?- spytałam oschło.
Odwróciłam wzrok i zaczęłam bawić się swoimi włosami. Nie potrafię im spojrzeć w oczy.
- A co chcesz, żebyśmy ci powiedzieli? Żadne przeprosiny, nie są w stanie naprawić tego co zniszczyliśmy. Wszyscy żałujemy, że ci wtedy nie uwierzyliśmy. Ostrzegałaś nas, mówiłaś, że będą z tego problemy, a my nie chcieliśmy cię słuchać. Przez nas prawie zamknęli cię w Cichym Mieście... - zaczął Jace, ale mu przerwałam.
- Dość! Przeszłam przez piekło i naprawdę nie potrzebuję, aby ktoś ciągle mi o tym przypominał! Pogodziłam się z myślą, że nie byłam ani dobrą żoną, ani córką, ani nawet przyjaciółką! Mam nowe życie i nie zamierzam wracać do starego! - krzyknęłam i wybiegłam z salonu.
Musiałam uciec jak najdalej. Wybiegłam z posiadłości i skierowałam się w stronę jeziora. Kiedy byłam wystarczająco daleko, upadłam na trawę i zaczęłam płakać. Dlaczego oni mi to robią? Nie potrafiłam przestać płakać. Od 4 lat ani razu nie płakałam, nie potrafiłam, ale teraz... Dlaczego to tak strasznie boli?
- Clary?! - usłyszałam krzyk Aiden'a.
Zanim się obejrzałam byłam przez niego tulona. Czułam się strasznie. Myślałam, że będę w stanie znieść ich widok, ale myliłam się.
- To było dziecinne - oznajmił cicho.
- Tak bardzo boli! To nadal boli! - krzyknęłam.
- Uspokój się.
- Nie potrafię! Oni nawet nie zdają sobie sprawy, przez co przeszłam! Nie wiedzą jak się czułam kiedy nawet nie wiedziałam, czy dożyję dnia porodu, kiedy musiałam uciekać, aby nie stracić Will'a! - nie mogłam powstrzymać szlochu.
- Nie pozwolę im cie skrzywdzić - wyszeptał.
- Dlaczego oni mi to robią?
Wtuliłam się w jego ramię i zaczęłam głośniej łkać.
- Nadal są twoją rodziną - oznajmił.
- Mylisz się - prychnęłam.
Pamiętam jak moja matka powiedziała, że już nie ma córki, że nie chce mnie znać. Kiedy wszyscy krzyczeli, że jestem mordercą. Porównywali mnie do Valentine'a nie znając prawdy. Uwierzyli, że mogłabym kogoś zabić. Pamiętam ich spojrzenia kiedy Amy udała, że znalazła w moich rzeczach dowody zbrodni. Wtedy wszyscy mnie znienawidzili. Uwierzyli, że byłabym zdolna do czegoś takiego i nawet próba miecza nie była wstanie ich przekonać. Stwierdzili, że skoro potrafię tworzyć runy to stworzyłam taką, która pozwoli mi skłamać.
- Nienawidzę ich, nie chcę tam wracać - wyszlochałam.
Po chwili poczułam jak Aiden przykłada stelę do mojej szyi. Zanim zdążyłam zareagować, ogarnęła mnie ciemność.
Nie wiem jak długo tak leżałam. Po jakimś czasie dopiero udało mi się otworzyć oczy. Zobaczyłam zmartwione spojrzenie Jonathana. Podniosłam się na łokciach i zobaczyłam, że leżę w sypialni.
- Powiedziałem im prawdę na temat Valentine'a - oznajmił.
- To dobrze - mruknęłam.
Podniosłam się z łóżka i wzięłam swoje rzeczy. Skierowałam się za parawan i szybko się przebrałam.
- Dokąd idziesz? - spytał.
- Wracam do domu. Musze położyć Will'a spać.
- Dlaczego to utrudniasz? Żałują tego co zrobili.
- Przez nikogo nigdy tak nie wycierpiałam. Co mi po tym, że żałują? To nic nie zmienia - mruknęłam.
- Sama w to nie wierzysz...
- Ja już w nic nie wierzę. Wszystko w co wierzyłam okazało się kłamstwem. Wierzyłam w własne małżeństwo, które potem się rozpadło. Wierzyłam w mamę, a przy pierwszym lepszym kłamstwie się mnie wyrzekła. Nawet Simon, który od zawsze był moim przyjacielem przekreślił mnie całkowicie.
- Clary...
- Daj spokój.
Wyszłam z sypialni i skierowałam się na dół. Zabrałam stelę od Aiden'a i otworzyłam portal.

czwartek, 19 stycznia 2017

Rozdział 6

*Jonathan*
Kiedy tylko usłyszałem jak ktoś puka do drzwi od razu poszedłem je otworzyć. Cieszyłem się, że udało mi się namówić Clary do zdjęcia z posiadłości runy maskującej. Wiem, że potrzebuje z nimi porozmawiać. Nie wspominałem jej, że tu przyjdą.
Otworzyłem drzwi i ich zobaczyłem. Jace, Simon, Alec, Magnus i Luke mieli ze sobą ogromne bukiety kwiatów. U Jace'a były to czerwone róże, u Simon'a różowe, u Alec'a żółte, u Magnusa brokatowo-niebieskie, a u Luke'a herbaciane. Obrobili kwiaciarnię czy co?
- Niezły początek - mruknąłem, wpuszczając ich do środka.
- Wszystko wygląda tak jak przed zniszczeniem - zauważyła moja matka.
- To dzięki runie Clary. Wszystko co zostało zniszczone wróciło na swoje miejsce. Dokumenty kręgu, dzienniki ojca, zdjęcia czy obrazy.
Zaprowadziłem ich do salonu. Już miałem wołać Clary, kiedy wpadła do salonu. Miała na sobie strój do ćwiczeń, składający się z różowego sportowego stanika i czarnych krótkich spodenek. Spojrzała najpierw na mnie potem na nich.
- Co oni tutaj robią? Chyba wyraźnie powiedziałam, że nie mam im nic do powiedzenia - warknęła.
- Ja mam inne zdanie - oznajmiłem.
- Przynajmniej wiem dlaczego zabrał mi stelę - prychnęła i usiadła na fotelu.
Posłała im mordercze spojrzenie. Wiem, że nadal jest wściekła, ale także za nimi tęskni. Zawalili, ale w końcu każdy zasługuje na drugą szansę. Mi ją dała więc im też powinna, a już zwłaszcza Jace'owi. Po tym wszystkim co razem przeżyli powinna dać mu szansę.
- Więc słucham, co macie mi do powiedzenia? - jej głos był strasznie oschły.
Odwróciła wzrok i zaczęła bawić się swoimi włosami.
Wiedziałem jednak, że tym maskuje swój żal. Jestem pewny, że w końcu na nowo im zaufa.
- A co chcesz, żebyśmy ci powiedzieli? Żadne przeprosiny, nie są w stanie naprawić tego co zniszczyliśmy. Wszyscy żałujemy, że ci wtedy nie uwierzyliśmy. Ostrzegałaś nas, mówiłaś, że będą z tego problemy, a my nie chcieliśmy cię słuchać. Przez nas prawie zamknęli cię w Cichym Mieście... - zaczął Jace, ale mu przerwała.
- Dość! Przeszłam przez piekło i naprawdę nie potrzebuję, aby ktoś ciągle mi o tym przypominał! Pogodziłam się z myślą, że nie byłam ani dobrą żoną, ani córką, ani nawet przyjaciółką! Mam nowe życie i nie zamierzam wracać do starego! - krzyknęła i wybiegła z salonu.
- Nienawidzi nas - oznajmiła smutno moja matka.
- Nadal ma żal, że uwierzyliście obcej osobie - usłyszałem za sobą głos Aidena.
- Kim ty właściwie dla niej jesteś? - warknął Jace.
On i ta jego zazdrość...
- Jestem jej parabatai. Pójdę za nią, a ty im opowiedz do czego doprowadzili - prychnął.
Nadal nie wierzę jak bardzo są do siebie podobni. To nawet trochę przerażające. Rozumiem, że są parabatai, ale to lekka przesada.
- Jak wiele się zmieniło w jej, w waszym życiu? -spytał Luke.
- Więcej niż myślicie. Ja mam żonę, a za niedługo zostanę ojcem - powiedziałem z uśmiechem.
- Będę babcią? - spytała z nadzieją moja matka.
Nie, ty już nią jesteś, ale ci tego nie powiem bo Clary mnie zabije.
- Tak.
- A co się zmieniło w życiu Clary? - spytał Jace.
Widać było, że słowa mojej siostry go zabolały. Na pierwszy rzut oka widać jak zmienił się przez te lata. Jest cały blady, schudł i te cienie pod oczami, jakby nie mógł spać.
- Po tym jak uciekła miała tylko Aiden'a. W końcu zostali parabatai. Odkryli prawdę o Valentinie. Ona sama też się zmieniła. Nie mogła znieść myśli, że nie była wystarczająco dobra więc zaczęła trenować ponad swoje siły, zmieniła wygląd - no i między czasie wychowywała syna, dodałem w myślach.
- O jaką prawdę chodzi? - spytał Magnus.
- Może zacznę od początku. Kiedy poznała Aiden'a, uświadomił jej, że nie powinna udawać kogoś kim nie jest. Pokazał jej, że tak naprawę należy do świata Przyziemnych jak Podziemnych. Pewnego dnia w końcu zaakceptowała fakt, że jest Morgensternem. Kiedy odbudowała posiadłość znalazła dzienniki Valentine'a. Wtedy zrozumiała, że to wszystko była intryga Królowej. W jednym z dzienników był szczegółowy opis przemiany od podania trucizny. Valentine opisywał jak jego zachowanie zmieniało się od jednej z narad. Kiedy w końcu przeczytała wszystkie dzienniki doszła do wniosku, że już wtedy wśród Nefilim był zdrajca, który nie tylko był członkiem kręgu, ale także był szpiegiem Królowej. Trucizna, która została mu dolana do wina zadziałała na niego jak narkotyk. Z każdym dniem pragnął coraz więcej krwi, aż w końcu nie był wstanie racjonalnie myśleć. A co się wydarzyło potem to już doskonale wiecie - powiedziałem.
- Chcecie aby Królowa przyznała się do tego co zrobiła, aby odzyskać honor rodu? - spytał Magnus.
- Najbardziej pragnie tego Clary. Najpierw żyła ze świadomością, że nie ma ojca potem, że jest potworem, aż w końcu okazało się, że wszystko w co wierzyła jest kłamstwem. Znienawidziła faeri i Królową za zniszczenie jej życia. Zrobi wszystko, aby Jasny Dwór odpowiedział za to co zrobił.
- Dlaczego nie została? - zapytał Alec.
- Nie wiem - skłamałem.
Przecież nie powiem im, że uciekła ze względu na Will'a.
- Dlaczego chcesz nam pomóc? - wzrok Jace'a był pusty.
- Nadal cie kocha - oznajmiłem.
W jego oczach w jednej chwili pojawił się dziwny blask. Wyglądał jakby nie wierzył w to co usłyszał.
- Chcę żeby była szczęśliwa. Dzięki niej zyskałem rodzinę. Chcę aby jej też się to udało. Mimo tych 4 lat ona nadal pamięta. Nie potrafi się pogodzić się z myślą, że... - urwałem.
Może nie powinienem mu tego mówić? Z drugiej strony jeśli chce ją odzyskać to musi się bardzo postarać.
- Z czym nie może się pogodzić? - spytał.
Jego oczy się zaszkliły. Jak widzę nie tylko ją zniszczyła ta cała sprawa.
- Że wolałeś te tlenioną blondynę od niej. W szczególności zmieniła się po to, aby udowodnić, że też potrafi być piękna.
- Zawsze była zakompleksiona. Nigdy nie potrafiła dostrzec swojego piękna - wtrącił się Simon.
- Ona potrzebuje czasu. Musi na nowo w was uwierzyć. Jestem pewny, że będzie robiła wszystko, aby nie dopuścić was do siebie - rzekłem.
- Nie chce więcej cierpieć - podsumował Luke.
Już miałem coś powiedzieć kiedy zobaczyłem Aiden'a. Trzymał na rękach Clary. Szybko się podniosłem.
- Co jej się stało? - spytałem zmartwiony.
Na twarzach pozostałych malował się niepokój. Żadne z nich jednak się nie odezwało, jakby czekając na to co ma do powiedzenia brunet.
- To tylko runa. Krzyczała, że to nadal boli, i że nie zamierza wracać więc musiałem ją uśpić - powiedział spokojnie.
- Zanieś ją na górę - poprosiłem.
- A i jeszcze jedno. Może Jonathan chcę wam pomóc, ale ja nie zamierzam. Zbyt długo musiałem patrzeć jak rujnujecie jej życie. Nie pozwolę abyście znowu ją skrzywdzili - warknął i poszedł na górę.
- Zrobi wszystko, aby nie dała nam szansy - warknął Jace.
- Dziwisz się mu, że tak postępuje? Clary jest jego parabatai. To on był przy nie w najgorszym momencie jej życia. Patrzył jak cierpi po ucieczce, po waszym rozwodzie czy po tym wszystkim co jej powiedzieliście. To on zajmował się nią kiedy jeszcze byłem martwy. Gdyby nie on załamała by się całkowicie.
- Jak go do nas przekonać? - spytała nagle Isabell.
- Co? - spytałem zdezorientowany.
- To co powiedziałeś wskazuje na to, że dla Clary liczy się zdanie Aiden'a. Jeśli jego do siebie przekonamy wtedy będzie nam mógł pomóc. Po tym wszystkim jak jej pomógł, ufa mu więc będzie w stanie ją przekonać - powiedziała, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Trochę w tym racji jest. Jednak ostateczna decyzja i tak należy do Clary.
- Zrobię wszystko, aby ją odzyskać - powiedział pewnie Jace.
- Na to liczę, ale jeśli jeszcze raz ją skrzywdzisz, doprowadzisz do płaczu, albo zrobisz coś co się jej nie spodoba przysięgam, że cię zabiję i nic mnie nie powstrzyma przed zmienieniem decyzji - warknąłem w jego stronę.
Widzę, że mu zależy, ale muszę mieć całkowitą pewność co do jego uczuć. Jeśli ją skrzywdzi Clary tego nie przeżyje.





Dłuższy rozdział na życzenie jednej z czytelniczek.
Chcecie aby kolejny rozdział był z tego zdarzenia ale z perspektywy Clary?
Czytasz komentuj

środa, 18 stycznia 2017

Rozdział 5

*Jace*
Miałem dość tej cholernej narady. Jak na złość musiał się tu pojawić Meliorn razem z Amy. Jak na nich patrzę mam ochotę, rzucić się na nich i poderżnąć obojgu gardła. Nie rozumiem, jak Jia mogła ich tu wpuścić?
Po chwili usłyszeliśmy głośny huk. Drzwi otworzyły się gwałtownie. Wstałem ze swojego miejsca nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Do środka weszła Clary razem z Sebastianem i jakimś brunetem. Moje serce zabiło mocniej na jej widok. Wreszcie poczułem ulgę. Po 4 latach w końcu mogłem ją zobaczyć, nie tylko na zdjęciu. Dopiero wtedy zdałem sprawę jak bardzo mi jej brakuje i jak bardzo za nią tęsknię. Zrobię wszystko, aby naprawić swój błąd i pokazać jej jak bardzo ją kocham.
Nic z tego nie rozumiem. Obydwaj mieli na sobie zbroje oraz broń. Clary natomiast miała na sobie normalne ciuchy, no prawie normalne. Nigdy nie lubiła takiego stylu. Wyglądała piękniej niż zapamiętałem. Jej twarz jednak nie wyrażała niczego.
- Przepraszamy za spóźnienie - oznajmiła, tym swoi anielskim głosem.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, spowodowany samym jej głosem.
Wszyscy patrzyliśmy na nich w szoku. Nikt nie wiedział co zrobić ani jak zareagować.
Kiedy im się lepiej przyjrzałem zobaczyłem zielone oczy Sebastiana. Jak to możliwe?
- Zaskoczeni? - spytał białowłosy podchodząc bliżej.
- Ty nie żyjesz! - krzyknął Meliorn.
- Przez ostatnie 4 lata udało mi się opanować sztukę wskrzeszania - powiedziała oschło Clary, podchodząc do pani konsul.
- Po co wróciłaś? Nikt cię tu nie chce - warknęła Amy.
Miałem ochotę iść i jej przywalić. Clary natomiast pozostała niewzruszona. Jej wyraz twarzy momentalnie zmienił się na rozbawienie.
- Jest kilka powodów dzięki, którym jeszcze żyjesz dlatego nie pogarszaj swojej już i tak fatalnej sytuacji. Powinnaś się zamknąć i pozwolić dorosłym rozmawiać - uśmiechnęła się złośliwie.
Nie mogłem w to uwierzyć. Ona nigdy się tak nie zachowywała. Zniszczyłem ją.
Amy wyglądała na zdezorientowaną.
- Może przejdźmy do interesów - odezwał się Sebastian.
- Jakich interesów? - odezwała się w końcu Jia.
- Wszyscy doskonale wiemy po co wam Clary, a raczej jej runy. Dostaniecie to co chcecie, jak tylko spełnicie kilka naszych warunków - odezwał się brunet.
- Kto by pomyślał. Morgensternowie chcą negocjować - prychnął Meliorn.
Po chwili upadł na kolana i zaczął pluć krwią.
- Taka metoda zabijania znacznie mniej mi się podoba - mruknęła niezadowolona Clary.
- Dla twojej Królowej też mamy pewną propozycję - oznajmił brunet.
- Czego ode mnie oczekujesz? - wybełkotał Meliorn.
- Nareszcie myślisz racjonalnie. Chcemy, aby twoja Królowa się przyznała.
Nic z tego nie rozumiałem. O co w tym wszystkim chodzi?
- Radzę, abyś przemyślał tą całą sprawę - wtrącił się brunet.
Meliorn spojrzał na nią i nagle przestał pluć krwią. Podniósł się i razem z Amy rozpłynęli się w powietrzu.
- A czego oczekujecie od nas? - spytała Jia.
- To zwykłe drobnostki. Sebastian Morgenstern nie żyje. Wskrzesiłam Jonathana, nie demona. Nie macie się czego obawiać. Udało mi się także odbudować posiadłość, dlatego chciałabym aby nie było z tego powodu żadnych nieprzyjemności.
- Chcesz abyśmy zaakceptowali Jonathana? - dopytywała pani konsul.
- Tak - odpowiedziała krótko.
- Jaką mam pewność, że nie kłamiesz? - spytała.
- Ostatnio też myśleliście, że kłamię i nawet próba miecza nie była w stanie was przekonać. W końcu i tak wyszło na moje. Naprawę będzie się pani spierać o to kto kłamie? - prychnęła.
- Ogłaszam koniec narady - powiedziała.
Wszyscy zaczęli wychodzić. Stanęliśmy przed budynkiem czekając na to co się wydarzy.
- Wróciła szybciej niż myślałem - oznajmił Simon.
- Nie mogę w to uwierzyć. Pogodziłam się z jego śmiercią - wyszlochała Jocelyn i wtuliła się w Luke'a.
- Ten brunet to Aiden - powiedziała nagle Isabelle.
To jakieś szaleństwo!
Po kilkunastu minutach zobaczyłem ją. Obejmował ją ten cały Aiden. Ledwo się powstrzymałem aby nie podejść do niego i mu nie przywalić. Jak on śmie dotykać mojego aniołka?!
Kiedy nas zobaczył stanęła i szepnęła coś do tego bruneta.
Jej oczy się zaszkliły, a brew ledwo drgnęła. Zanim się obejrzałem ominęła nas i poszła w stronę bramy. Brunet od razu poszedł za nią, a Jonathan podszedł do nas. Zanim się obejrzałem, leżałem na ziemi, a z mojego nosa leciała krew. Przywalił mi.
- Przez ostatnie 4 lata marzyłem, żeby w końcu móc ci przywalić! Coś ty sobie myślał?! - wydarł się na mnie.
- Nie wiem - powiedziałem, podnosząc się z ziemi.
To była prawda. Nie mam pojęcia co mnie opętało, że postąpiłem tak, a nie inaczej.
- Wiesz, że zmarnowałeś swoją szansę? Co ja gadam wszyscy ją zmarnowaliście!
- Wiem - odpowiedziałem cicho.
- Jonathanie... - zaczęła Jocelyn, nie wiedząc co powiedzieć.
- Zatrzymamy się w posiadłości Morgensternów. Jeśli chcecie pogadać to wpadnijcie - mruknął i sobie poszedł.
Nie wiedziałem jak zareagować. Dlaczego po tym wszystkim chce nam pomóc?



To opowiadanie jest jeszcze bardziej tajemnicze niż sądziłam. 
Też tak sądzicie?
Jak dla mnie to dobrze. Mam ogromną wenę i mogę rozpieszczać was rozdziałami.
Czytasz komentuj 
Komentując, sprawiasz, że rozdział pojawia się szybciej.

Rozdział 4

*Simon*
Czekaliśmy właśnie na Jem'a. Isabell była wyraźnie zdenerwowana tak samo jak Jace. Wszyscy przejęli się ucieczką Clary, ale oni znoszą to zdecydowanie najgorzej, szczególnie Jace. Odkąd zniknęła robi wszystko, aby ją znaleźć. Czasami zachowuje się jakby odebrało mu rozum. Wszyscy zawiniliśmy, ale on już szczególnie się obwinia.
Po chwili otworzył się portal, przez który wyszedł Jem. Nie wyglądał jakby miał dla nas dobre wiadomości.
- Witaj Jem - przywitał się z nim radośnie Magnus.
Będzie kiepsko jeśli niczego się nie dowiemy.
- Wiesz jak nam pomóc? - spytał od razu Jace.
- Rozmawiałem już z panią konsul. Niestety nie mogę wam pomóc. Mogę ci jednak dać radę Jace. Jeśli ją kochasz to walcz, bo masz o co. Wybaczcie, ale mam ważną sprawę do Cichych Braci - oznajmił i wyszedł.
To tyle? Przyszedł tu na zaledwie 5 minut i tak po prostu sobie poszedł.
- Fatalny był ten pomysł - mruknął Alec.
- Wy też odnieśliście wrażenie, że nie chciał nam pomóc? - spytałem.
Wszyscy udaliśmy się do kuchni. Siedzieli tam Jocelyn, Maryse i Luke. Spojrzeli na nas z nadzieją. Pokiwałem tylko przecząco głową i usiadłem. Isabell nadal wyglądała na zdenerwowaną.
- Dobra, mam tego dość. Gadaj o co chodzi - oznajmiłem, patrząc na nią.
- Kłamał, czuje to - mruknęła.
- Dlaczego Jem miałby kłamać? - spytał Magnus.
- A co jeśli poprosiła go, aby nic nie mówił? Jest wiele wytłumaczeń.
- Wróćmy do tego o co pytał Simon. Czegoś nam nie mówisz - wtrącił się Jace.
Wyglądał na całkowicie zmęczonego tym wszystkim. Nie dziwię mu się.
- Mam wrażenie, że coś przeoczyliśmy. Kiedy byliśmy ostatnio w Idzisie, poszłam na spacer. Chciałam wszystko sobie przemyśleć. Kiedy jednak przechodziłam niedaleko ruin posiadłości Morgensternów, usłyszałam męski głos. A kiedy poszłam w tamtą stronę nikogo nie było. Tak jakby głos dochodził znikąd. Ciągle mnie to dręczy - powiedziała.
- To by miało sens - rzekła nagle Jocelyn.
- Co ma pani na myśli? - zapytał z nadzieją Jace.
To aż zaskakujące jak jego wyraz twarzy się zmienia, kiedy tylko znajdujemy jakąś wskazówkę.
- Jakiś czas przed waszym ślubem, pytała mnie czy zostały jakieś plany budowy posiadłości. Potem Jia była zaskoczona kiedy ją o to pytała. W końcu ród przestał istnieć i nie było potrzeby aby cokolwiek z tym robić. A kiedy zapytałam po co to wszystko robi odpowiedziała...
- "Dzięki niemu zrozumiałam kim jestem"- wtrąciła się moja narzeczona.
Spojrzeliśmy na nią niezrozumiale.
- O kogo mogło chodzić? - spytał wściekły Jace.
Kiedy tylko słyszy, że Clary mogłaby być z innym zaczyna się denerwować i wściekać. Wolę nie myśleć co się stanie jeśli okaże się, że kogoś ma.
- Aiden! Jak ja mogłam o nim wcześniej nie pomyśleć! - krzyknęła nagle Isabell, szeroko się uśmiechnęła i zaczęła delikatnie kiwać głową.
- Kim jest Aiden? - spytaliśmy razem.
- Poznałam go kiedyś. Typ samotnika i kompletnego odludka. Zawsze nienawidził tego, że jest w połowie Nocnym Łowcą. Wolał życie Przyziemnych. Kompletnie facet nie w moim typie. Pamiętam jak Clary wspominała, że ją rozumie - oznajmiła.
- Pewnie był jedyną osobą, która uwierzyła w jej niewinność. Pewnie pomógł jej się ukryć - oznajmił Luke.
- Musimy przenieść się do Idrisu i jeszcze raz sprawdzić wszystkie poszlaki - mruknął Jace.
- Czyli jednak zjawimy się na tej naradzie.


*Clary*
Stałam przed lustrem, przygotowując się do narady. Mój wygląd zmienił się przez te lata. Moje włosy sięgają mi do pośladków, stały się znacznie bardziej żywe. O ile wcześniej miały niecodzienny kolor to teraz całkowicie są nienaturalne. Ich kolor jest złoto-rudy. Stały się takie kiedy wskrzeszałam Jonathana. Moje oczy są bardziej zielone o ile to w ogóle możliwe. Nabrałam także kształtów. Mam teraz figurę modelki. Co jest trochę dziwne bo po ciąży zazwyczaj się tyje.
Wyciągnęłam z szafy ubrania i zaczęłam się przygotowywać. Założyłam bordowe obcisłe rurki, szary sweterek z dość głębokim dekoltem w serek, czarną skórzaną kurtkę z kapturem i wysokie botki na platformie z paseczkami po bokach. Zrobiłam dość mocny makijaż. Oczy podkreśliłam eyelinerem, a usta bordową szminką. Włosy pozostawiłam rozpuszczone. Schowałam stelę do kieszeni i wyszłam z sypialni. Isabell byłaby ze mnie dumna.
Nigdy nie lubiłam takiego stylu, ale kiedy uciekłam postanowiłam to zmienić. Nie chciałam jednak wyglądać jak typowa Nocna Łowczyni dlatego połączyłam styl Nefilim ze stylem Przyziemnych.
- Gotowa? - spytał Aiden, kiedy weszłam do salonu.
On i Jonathan mieli na sobie czarne ubrania. Wyglądali niemalże identycznie. Aiden miał bordową koszulkę zamiast czarnej.
Nie byłam pewna czy jestem gotowa. Po tym wszystkim naprawdę wolałabym się w to nie mieszać. Co jeśli znowu będą próbowali wrobić mnie w morderstwo?
- Miejmy to już za sobą - mruknęłam.
Podeszłam do Will'a i go przytuliłam.
- Kiedy wrócicie? - spytał cicho.
- Niedługo. Masz być grzeczny i słuchać się cioci dobrze?
Pokiwał głową i wtulił się we mnie mocniej. To pierwszy raz kiedy zostawiam go na tak długo. Po chwili jednak odsunęłam się od niego i pocałowałam w czubek głowy. Zeszliśmy na dół do piwnicy i przeszliśmy przez portal, który tam umieściłam.



poniedziałek, 16 stycznia 2017

Rozdział 3

*Jace*
Siedzieliśmy w bibliotece przeglądając kolejne książki. Zaczęliśmy już nawet szukać czegokolwiek w zakazanych księgach.
Nagle drzwi się otworzyły. Kiedy zobaczyłem kto wszedł do środka miałem ochotę coś rozwalić. Amy. Dziewczyna, która zrujnowała moje życie. Wyglądała jak dziwka. Jej chude ciało było odziane tylko w krótką, czerwoną miniówę z głębokim dekoltem. Blond włosy opadały na ramiona, a twarz była mocno umalowana. Jak ja mogłem zdradzić Clary z kimś takim? Jak ja w ogóle mogłem ją zdradzić? Ciągle dręczy mnie to pytanie. Na samo wspomnienie mojego aniołka robi mi się ciepło na sercu. Przypominają mi się wszystkie nasze wspólne chwile, pocałunki, noce czy rozmowy.
- Tęskniliście? - spytała przesłodzonym głosem.
- Wynoś się stąd! - warknąłem, podnosząc się z miejsca.
- Żadnego "cześć"? Dawno się nie widzieliśmy - mruknęła i zeszła powoli po schodach.
- Czego od nas chcesz? - spytał, zdenerwowany Simon.
- Kiedyś znacznie lepiej mnie przywitaliście - zrobiła urażoną minę.
- Gadaj czego chcesz! - niemalże krzyknęła Isabell.
- Może grzeczniej? Mam dla was pewną propozycję. Chciałabym abyście pomogli mi złapać Clary.
Czy ona zwariowała? Przychodzi tutaj po 4 latach i chce, żebyśmy pomogli jej w czymś takim. Czy ona naprawdę jest aż tak głupia? Nie popełnię drugi raz tego błędu.
- Myślisz, że znowu uda ci się nas omamić? - warknąłem.
- Ależ oczywiście, że tak. Skoro raz mi się udało podporządkować wszystkich neflin to dlaczego miało by mi się to nie udać drugi raz?- uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz naprawdę niezwykły tupet - usłyszałem głos Magnusa.
Stał na szczycie schodów. W jego oczach można było dostrzec czystą wściekłość. Kto jak kto, ale Magnus szczególnie nienawidzi Amy.
- Prawie wszyscy w komplecie. Szkoda tylko, że tej rudej szmaty tutaj nie ma.
Zanim zdążyłem zareagować, zobaczyłem jak Isabell wyciąga bat.
- Jedyną szmatą tutaj, jesteś tylko ty - warknęła wściekła.
Po twarzy blondynki spływała krew. Ani trochę nie było mi jej żal. Zasłużyła sobie. Nikt nie ma prawa tak mówić o moim aniołku.
- Jeszcze tego pożałujecie - oznajmiła i rozpłynęła się w powietrzu. 
Spojrzałem na Isabell, zrobiła dziwną minę i uniosła delikatnie ręce. To chyba pozwala się jej uspokoić. Coraz częściej widzę jak to robi.
- Czy tylko ja miałem ochotę ją zabić? - spytał Magnus.
- Nie - mruknęła Izzy i wyszła.
- Simon, co jej jest? - zapytał Alec.
- Nie mam pojęcia. Zachowuje się tak od... Chyba odkąd byliśmy ostatnio w Idisie. Poszła na spacer i od tamtej pory jest jakaś inna - odpowiedział.
- Ciekawe co się wydarzyło - prychnął Magnus.
- Dowiedziałeś się czegoś? - spytałem po chwili.
- Nic nowego. Musiała sporo się nauczyć, skoro żaden czar nie jest w stanie jej znaleźć - mruknął.
- Musi być na świecie ktoś kto wie jak ją znaleźć! - warknąłem.
Ta bezsilność zaczyna mnie dobijać. Szukam jej od 4 lat i nadal nie mogę jej znaleźć. Dlaczego ja muszę być takim idiotą?
- Cisi Bracia!- wypalił nagle Simon, gwałtownie podnosząc się z miejsca.
- Może nie tyle co Cisi Bracia. Jestem pewny, że Jem nam pomoże - oznajmił radośnie Magnus i szybko wyszedł z biblioteki.
- Nie martw się - usłyszałem głos mojego parabatai.
Podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
- Przestanę się martwić, jak ją zobaczę.
- Jace, ona nie może wiecznie się ukrywać, przecież ją znasz. Jeśli dojdzie do wojny, pojawi się. Nie wybaczyła by sobie gdyby wiedziała, że mogła coś zrobić, a tego nie zrobiła - próbował mnie pocieszyć Simon.
Cóż za ironia. W życiu nie pomyślałbym, że to właśnie on będzie mnie pocieszał.
Wyszedłem z biblioteki i skierowałem się w stronę sali treningowej. Muszę się na czymś wyżyć. Jeszcze kilka lat temu, aby się odstresować, wyszedłbym, aby wyrwać jakąś panienkę, ale odkąd poznałem Clary moje życie całkowicie się zmieniło. Prawda jest taka, że odkąd zniknęła nawet nie spojrzałem na inną dziewczynę, z żadną także nie spałem ani nie flirtowałem. Nie mógłbym jej tego zrobić po raz kolejny. Może i nie jesteśmy małżeństwem, ale zamierzam być jej wierny. Choć teraz chcę dotrzymać tej obietnicy. Jak mogłem tak łatwo dać się zaślepić?




Mam ferie więc mogę was rozpieszczać z rozdziałami. 
Jakieś podejrzenia, co się stało z Isabell?
Czytasz komentuj.



sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 2

*Clary*
Siedziałam na wielkiej kanapie w salonie obserwując bawiącego się Willa. Drzwi tarasowe były otwarte przez co mogłam patrzeć na morze. Aidan i Jonathan trenują, a Vanessa, moja szwagierka siedzi na przeciwko mnie i trzyma dłoń na swoim brzuchu.
Vanessa jest niebieskooką brunetką. Tak samo jak my jest nocnym łowcą. Ona i Jonathan poznali się 3 lata temu, a od roku są małżeństwem. Aktualnie jest w 6 miesiącu ciąży.
- Nie sądzisz, że to już pora? - spytała.
- Nie - odparłam oschło.
Od dawna próbują mnie namówić na powrót, ale ja nie mogę. Jak ja mam im niby spojrzeć w oczy? Po tym wszystkim co mi zrobili nie mogę tak po prostu wrócić i udawać, że wszystko jest dobrze. Chcieli żebym odeszła więc po co mam teraz wracać. Narobili sobie problemów to, niech teraz je naprawiają. Nie jestem im nic winna. Jednakże moja ludzka natura nie pozwala mi siedzieć bezczynnie.
- Clary, pomyśl o Willu. Co jeśli nas znajdą? Co powiesz mu za kilka lat jak najprawdopodobniej wszyscy nefilim zginą?
Pierwszy raz podaje mi tak dobry argument. Jestem dumna.
- Naprawdę myślisz, że pozwoliłabym im wszystkim zginąć? Faeri nie poprzestaną tylko na nefilim. Myślisz, że poświęciłabym życia niewinnych osób z powodu ludzi, którzy mnie bezpodstawnie osądzili?
- Więc co zamierzasz? - spytała zdezorientowana.
Nie dziwię jej się. Prawda jest taka, że nie wybaczyłabym sobie gdyby cokolwiek im się stało. Nadal jestem zła i zawiedziona, ale nie życzę im śmierci. Po za tym robię to także dla Will'a. Chcę aby miał szczęśliwe dzieciństwo. Żeby nie musiał wychowywać się w świecie gdzie rządzi wojna.
- Nie wiem jeszcze. Wiele czasu zajęło mi pozbieranie się po tym wszystkim. Zresztą sama dobrze o tym wiesz. Na razie dają sobie radę. Póki Królowa nie wykona swojego ruchu, zostanę w ukryciu, a potem kto wie - oznajmiła.
- Powiesz mu?
- Nie. Niech sam się domyśli - uśmiechnęłam się lekko.
- Mamo, patz!
Will wyciągnął swoje małe rączki pokazując mi swój rysunek. Na białek kartce znajdowało się pełno kolorowych kresek.
- Ślicznie, skarbie - powiedziałam.
Mój mały artysta.
Spojrzał na mnie i wdrapał się na moje kolana, odkładając wcześniej rysunek na stół. Cieszyłam się, że odziedziczył po mnie pasję do malowania.
Usiadł wygodnie na moich kolanach i zaczął się bawić moimi włosami. Uwielbiam kiedy to robi. Tak bardzo przypomina wtedy Jace'a. Na samo wspomnienie mojego byłego męża robi mi się ciepło na sercu. Mimo upływu lat ja nadal go kocham i strasznie za nim tęsknię.
Czasami zastanawiam się co by było gdyby mnie nie rzucił? Czy ucieszył by się na wieść o Willu?
- Clary! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Vanessy.
- Przepraszam, zamyśliłam się - mruknęłam.
- Will idź po wujków - powiedziała.
Zszedł z moich kolan i pobiegł do sali treningowej.
Spojrzałam na nią. Jest jedną z niewielu osób, które czytają ze mnie jak z otwartej księgi.
- Znowu o nim myślisz?
- To takie dziwne, że tęsknie?
- Minęły 4 lata. Nie możesz wiecznie umierać za nim z tęsknoty. Nawet nie wiesz czy kogoś ma.
Wiedziałam, że ma racje. Skoro mnie zostawił, musiał przestać mnie kochać. Na samą myśl o tym zrobiło mi się słabo. Ciągle nie mogę pogodzić się z myślą, że nie byłam dla niego wystarczająco dobra.
Do moich oczu napłynęły łzy. Nie chciałam jednak pozwolić im wypłynąć.
- Nie potrafię wyrzucić go z serca - wyszeptałam.
W tej chwili do salonu weszli Jonathan i Aiden, który trzymał Will'a na rękach.
Szybko przetarłam oczy, aby Will nic nie zauważył. Mój brat od razu zrobił dziwną minę, kiedy na mnie spojrzał. Pewnie się domyślił o czym rozmawiałyśmy. Will od razu wrócił do zabawy. Aidan usiadł obok mnie i przytulił delikatnie. Zawsze wie kiedy wspominam dawne życie.
- Na pewno nie chcesz? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Clary nie daj się prosić - wtrąciła się Vanessa.
Naprawdę aż tak nie podoba się im życie w ukryciu? Na początku też miałam pewne wątpliwości, ale teraz wiem, że to była dobra decyzja. Z drugiej strony nie mogę im tego zabraniać. 
- Chcecie się ujawnić? - spytałam.
- Chcemy.
- Zgoda. Jaki macie plan? - mruknęłam.
Naprawdę nie chcę wracać. Wolałabym jeszcze poczekać, a najlepiej odkładać jak najdłużej. Nie wiem czy będę potrafiła normalnie na nich patrzeć. Powiedzieli mi tak wiele złych słów, o których z pewnością nie zapomnę. 
- Jest dość efektowny - wyszczerzył się złowrogo Jonathan.
Nie znoszą kiedy to robi. Wygląda wtedy jak Sebastian. Zdecydowanie wole jego opiekuńczą wersję.

środa, 11 stycznia 2017

Rozdział 1

*Jace*
Obudziłem się czując poranne promienie słońca. Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem pustą prawą stronę łóżka. Od 4 lat każdego dnia nie mogę pogodzić się z myślą, że nie ma obok mnie mojego rudowłosego aniołka. Nie ma dnia żebym o niej nie myślał.
Wszystko zniszczyłem.
Wstałem z łóżka i spojrzałem jak co rano na wygląd sypialni. Wszędzie panował bałagan, co jest do mnie nie podobne.
Gdy Clary uciekała, pakowała się w pośpiechu przez co zostawiła kilka rzeczy. Wszystkie zostawiłem w stanie nienaruszonym. Jej ubrania, ołówki, szkicownik wszystko leży na swoim miejscu od 4 lat.
Wziąłem szybki prysznic, założyłem czarną koszulkę i jeansy. Wyszedłem z sypialni i udałem się do jadalni. Wszyscy już tam siedzieli. Nikt jednak się nie odzywał. Każdego dnia ta cisza, towarzyszy nam przy każdym posiłku. Wszystkim brakuje Clary.
Wiele się zmieniło przez te lata.
Isabell i Simon są zaręczeni. Nie planują na razie ślubu ze względu na Clary. Chcą aby ona też była na ich ślubie.
Alec mieszka z Magnusem, bardzo często nas odwiedzają.
Jocelyn i Luke zamieszkali w instytucie.
Idris pogrążył się w chaosie. Na całym świecie toczone są walki z faeri. Najgorsze jest to, że mają nad nami przewagę. Bez Clary wszystko się posypało, jak domek z kart. Jedyne co pozostało to nadzieja.
- Coś nowego w poszukiwaniach? - spytała Maryse.
- Nie - odpowiedzieliśmy prawie wszyscy. Luke był dziwnie milczący.
- Luke, powiedz co wiesz! - warknąłem.
Coś mnie trafia kiedy słyszę, że ktoś próbuje ukryć przede mną informacje na temat mojej jedynej miłości.
- Nie wiem nic szczególnego. Skontaktowałem się z przywódcami stad. Natrafili na pewien trop. Jednak nie mogą go sprawdzić - powiedział.
- Dlaczego? Tu chodzi o moją córkę! - oburzyła się Jocelyn.
Nie patrzyłem na nią. Nie potrafię. Jest zbyt podobna do mojego aniołka.
- Wpadli na trop na terenach dzikiej sfory. Nikt nie chce się narażać. Dzikie wilkołaki nie tolerują nikogo poza swoim stadem. Są niebezpieczne, agresywne i żądne krwi. Żyją w ukryciu, z dala od ludzi. Przeżycie spotkania z nimi jest wręcz niemożliwe.
- Jedyny trop, którego nie możemy sprawdzić po prostu pięknie - prychnął Simon.
- Co teraz zrobimy? - spytała Isabell.
- Jak to co? Nadal będziemy jej szukać! - warknąłem.
- Jace, nam też jej brakuje. A co jeśli ona nie chce być znaleziona? Zawaliliśmy sprawę i nic tego nie zmieni. Gdyby chciała nam pomóc już dawno by to zrobiła. Kto jak kto , ale ty powinieneś wiedzieć to najlepiej. Trzeba się w końcu z tym pogodzić. Ona nie wróci! - krzyknęła i wybiegła z jadalni. Simon od razu poszedł za nią.
- Nie myśli tak. Brakuje jej Clary. Z resztą jak wszystkim. Magnus znalazłeś jakiś czar, który nam pomoże? - głos Maryse był bardzo spokojny.
- Właściwie to tak. Znalazłem dziennik Ragnora. Można by ją namierzyć przez runę małżeńską. Wy jednak się rozwiedliście więc to się nie uda.
Kolejny raz przez moją głupotę nie możemy jej znaleźć. Wstałem od stołu i wyszedłem z pomieszczenia. Skierowałem się do oranżerii. Odkąd uciekła uwielbiam tam przesiadywać. Z tym miejscem wiąże się wiele wspomnień. Dobrych i złych.
To tam pierwszy raz się całowaliśmy, to tam się jej oświadczyłem...i tam oznajmiłem jej, że chcę się rozwieść.
Gdybym mógł cofnąć czas to bym to zrobił.
Popełniłem wiele błędów , których teraz bardzo żałuję.



*Clary*
Odkąd uciekłam wiele się zmieniło. Wiele zyskałam i jeszcze więcej straciłam.
Stałam przy wielkim kuchennym blacie, przygotowując śniadanie.
- Mamo! - usłyszałam radosny głos mojego synka.
Tuż przed tym jak uciekłam, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Chciałam powiedzieć o tym Jace'owi lecz nie dał mi takiej możliwości. Chciał rozwodu, a ja nie mogłam mu powiedzieć, że nosze pod sercem jego dziecko. Nie zniosłabym myśli, że jest ze mną tylko ze względu na nasze maleństwo.
Odłożyłam nóż do szuflady i wzięłam mojego synka na ręce. Will ma już ponad 3 lata. Jest młodszą kopią Jace'a. Kręcone blond włosy, podobne rysy twarzy, charakterek. Po mnie ma jedynie zielone oczy. Will miał ze sobą swojego misia w kształcie lwa. Jest bardzo spokojnym i radosnym dzieckiem, oczywiście kiedy nie widzi kaczek. Boi się ich tak samo jak jego ojciec.
Posadziłam go na krześle i ucałowałam w czoło. Jest moim oczkiem w głowie. Gdyby nie on pewnie bym się załamała.
- Wujek nie je? - spytał, kiedy usiadłam obok niego.
- Wujek jeszcze śpi - odpowiedziałam.
Aiden jest moim parabatai. Poznałam go kiedy zaczęły się kłopoty. Pomógł mi kiedy wszyscy się ode mnie odsunęli. To dzięki niemu poznałam prawdę o moim ojcu, wskrzesiłam Jonathana, odbudowałam posiadłość.
Jonathan po tym jak go wskrzesiłam ułożył sobie życie. Ma żonę, a za niedługo zostanie ojcem.
- Już nie śpi - usłyszałam zaspany głos mojego przyjaciela.
Aiden jest wysokim, dobrze zbudowanym brunetem o ciemnych oczach. Mimo, że nie wychowywał się jako przyziemny to doskonale orientuje się w sprawach z ludzkiego świata.
Pomaga mi wychowywać Willa. Jestem mu za to wdzięczna. Razem stwierdziliśmy, że dla mojego syna będzie lepsze ukrycie się w przy ziemnym świecie. Oczywiście nie zapominam, że jestem także Nocnym Łowcą. Uczę go rozumieć obydwa światy.
- Jonathan dziś wpada, prawda? - spytał.
- Tak. Chce potrenować-  mruknęłam.
- Czyli znowu mam mu skopać tyłek? - zaśmiał się.
- Ja tez moge?
Spojrzałam na Willa. Tak słodko brzmi kiedy nie potrafi wymówić jakiejś literki. Na dodatek ma ogromny zapał do walki. 
- Jak będziesz grzeczny - uśmiechnęłam się.
Przytulił się do mojego boku. Uwielbiam patrzeć na jego szczęście. Sam widok sprawia, że czuję się lepiej.




Przepraszam za jakiekolwiek błędy, piszę z telefonu.
Czytasz zostaw po sobie ślad.

wtorek, 10 stycznia 2017

Prolog - Księga I

*Clary* 
Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj a nie 4 lata temu. Przez jedną osobę moje życie legło w gruzach. Straciłam męża, przyjaciół i rodzinę. Wszyscy uwierzyli w jej słowa, a mnie nie chcieli wierzyć. Wyszłam na zdrajcę i musiałam uciekać.
Jednak prawda wyszła szybciej niż mogłabym się spodziewać. Zaledwie tydzień po moim rozwodzie ujawniła swoją prawdziwą naturę. Teraz toczy się wojna.
Ja jednak nie biorę w tym udziału.
Po co mam walczyć skoro jak twierdzą, jestem "zdrajcą"?
Przez ostatni lata wiele się zmieniło.
Odkryłam prawdę o moim ojcu, wskrzesiłam brata, zdobyłam parabatai.
Oraz zyskałam iskierkę nadziei, dzięki której chce mi się żyć.

*Jace* 
Odkąd straciłem Clary nie mogę normalnie żyć. Moje życie bez niej nie ma sensu. Jedyne o czym mogę marzyć to to aby w końcu ją odnaleźć.
Nie mogę uwierzyć w swoją głupotę. Dałem się uwieść i straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Odkąd prawda wyszła na jaw ciągle toczymy walki z faeri.
Wszyscy teraz żałują, że nie wierzyli Clary.
Nie ma na świecie wilkołaka, wampira, nocnego łowcy, czarownika który by jej nie szukał.
Tylko ona może nam pomóc, choć po tym wszystkim co się wydarzyło może nie chcieć.