*Clary*
Minął tydzień odkąd skończyły się moje "wakacje". Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłam się na łokciach i lekko zaspana sięgnęłam po telefon. Zegarek wskazywał 1:20. Odebrałam to przeklęte urządzenie.- Alan wiesz, która jest godzina? - spytałam.
- Nie ma jej.
- Co? Kogo?
- Zabili jej ojca. Wiem tylko tyle, że to był nocny łowca. Na strzale była jakaś trucizna. Najprawdopodobniej zrobiona przez faeri.
- Gdzie ona teraz jest?
- Chyba w Idisie. Ona nie panuje nad przemianą. Może zrobić komuś krzywdę.
- Zajmę się tym.
Rozłączyłam się i szybko stałam z łóżka. Podbiegłam do szafy i szybko się przebrałam. Założyłam szare leginsy, czarną bluzę z głową lwa na przodzie oraz czarne botki na grubym obcasie. Szybko rozczesałam włosy. Wzięłam telefon, stelę i szybko wybiegłam z sypialni. Pobiegłam do pokoju Aidena. Wskoczyłam na łóżko, burząc go.
- Clary? Co się dzieje? - spytał zaspanym głosem.
- Muszę wyjść, pilnie. Weź Jonathana i macie się zjawić jak najszybciej w Idisie - rozkazałam.
Wstałam i szybko wybiegłam z pomieszczenia. Pobiegłam do piwnicy i przeszłam przez portal.
*Jace*
Obudziłem się słysząc jak ktoś dobija się do drzwi. Zasnąłem w salonie dlatego słyszałem wszystko znacznie wyraźniej. Wściekły wstałem i wziąłem świecący kamień. Podszedłem do drzwi i jej otworzyłem. Już miałem nakrzyczeć na osobę, która dobijała się do drzwi jednak cała złość ze mnie wyparowała, kiedy tylko zorientowałem się, że to Clary. Wyglądała na spanikowaną i zdenerwowaną.- Musisz mi pomóc - oznajmiła.
- Co się stało?
- Najpierw może się ubierz - rzekła, odwracając wzrok.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam na sobie koszulki. Szybko poszedłem do sypialni po szarą koszulkę i czarną bluzę. Szybko zszedłem do Clary.
- Idziemy po resztę. Magnus z resztą już są? - spytała.
- Tak.
Po kilkudziesięciu minutach zaczęliśmy się kierować w stronę jeziora. Dołączyli do nas także Aiden i Jonathan.
- Powiesz w końcu co się dzieje? - spytał Magnus.
- Po Idisie biega sobie nie kontrolująca nad przemianami dzika wilczyca, która szuka mordercy swojego ojca. Tyle mi zdążył powiedzieć - oznajmiła.
- Kto? - spytał Aiden.
- Niedługo się przekonacie.
Po chwili znaleźliśmy się na niewielkiej polanie. Kilka metrów ode mnie stało kilkadziesiąt dzikich wilkołaków. Zanim się obejrzałem do mojego aniołka podbiegł jakiś facet. Wyszczerzył się do niej i zaczął z nią o czymś rozmawiać. Zacisnąłem mocno pięści.
- Tylko nie rób scen - usłyszałem głos Jonathana.
Spojrzałem na niego, a potem znowu na Clary. Uśmiechała się do niego! To wyglądało jakby z nią flirtował. Miałem ochotę obić mu tę buźkę.
- Rozdzielimy się - powiedział ten wilkołak.
- Jak ją rozpoznamy? - spytała Isabell.
- Trudno będzie przegapić szarą wilczycę. Tylko nic macie jej nie zrobić. Alan się wścieknie jak coś jej się stanie - oznajmiła.
Pytanie tylko, kim jest Alan?
Wilkołaki zaczęła się rozchodzić, kiedy tylko po lesie rozniosło się głośne wycie.
- Alan już jest - usłyszałem cichy głos Clary.
Zaczęliśmy się dzielić na niewielkie grupy. Kiedy zobaczyłem jak ten wilkołak uśmiecha się chytrze od razu postanowiłem się wtrącić. Podszedłem do niej.
- Powinniśmy już iść, jeśli chcemy znaleźć ją przed świtem - oznajmiłem.
Nie dając jej dojść do słowa, pociągnąłem ją za rękę w głąb lasu.
Działał mi na nerwy.
Kiedy usłyszałem jej cichy chichot chwyciłem ją za rękę. Mój uścisk był dość mocny. Nie chciałem jej puszczać.
O dziwo nie stawiała oporu.
- Dlaczego nie weszłaś do posiadłości sama? - spytałem.
To pytanie ciągle nie dawało mi spokoju. Miała klucze do posiadłości. Mogła wejść sama, w końcu to także jej posiadłość.
- Nie wiedziałam czy mi wolno - powiedziała spokojnie.
- To także twoja posiadłość.
- Przypominam ci, że nie jesteśmy małżeństwem. To twoja posiadłość, a klucze oddam ci jak tylko je znajdę - rzekła.
- Zbliża się nasza rocznica. Zostało tylko kilka dni - zignorowałem to co powiedziała.
- Mówisz to tak jakby miało to jakieś znaczenie. Nie ma żadnej rocznicy. Nigdy nie było - mruknęła.
Zabolało mnie to. W jednym miała rację. Nie było żadnej rocznicy, ponieważ za nim nadeszła my już nie byliśmy razem. Westchnąłem cicho.
Po chwili jednak usłyszałem wycie, potem kolejne i kolejne.
- Chyba ją znaleźli - rzekłem.
Zaczęliśmy biec w kierunku, który wskazała Clary. Wyglądało to tak jakby doskonale wiedziała do kogo należy poszczególne wycie.
Przepraszam, że tak późno. Robiłam zadanie z polskiego i trochę mi z nim zeszło.
Czytasz komentuj