wtorek, 28 lutego 2017

Rozdział 21 cz. 1

*Clary*
Minął tydzień odkąd skończyły się moje "wakacje". Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłam się na łokciach i lekko zaspana sięgnęłam po telefon. Zegarek wskazywał 1:20. Odebrałam to przeklęte urządzenie.
- Alan wiesz, która jest godzina? - spytałam.
- Nie ma jej.
- Co? Kogo?
- Zabili jej ojca. Wiem tylko tyle, że to był nocny łowca. Na strzale była jakaś trucizna. Najprawdopodobniej zrobiona przez faeri.
- Gdzie ona teraz jest?
- Chyba w Idisie. Ona nie panuje nad przemianą. Może zrobić komuś krzywdę.
- Zajmę się tym.
Rozłączyłam się i szybko stałam z łóżka. Podbiegłam do szafy i szybko się przebrałam. Założyłam szare leginsy, czarną bluzę z głową lwa na przodzie oraz czarne botki na grubym obcasie. Szybko rozczesałam włosy. Wzięłam telefon, stelę i szybko wybiegłam z sypialni. Pobiegłam do pokoju Aidena. Wskoczyłam na łóżko, burząc go.
- Clary? Co się dzieje? - spytał zaspanym głosem.
- Muszę wyjść, pilnie. Weź Jonathana i macie się zjawić jak najszybciej w Idisie - rozkazałam.
Wstałam i szybko wybiegłam z pomieszczenia. Pobiegłam do piwnicy i przeszłam przez portal.


 *Jace*
Obudziłem się słysząc jak ktoś dobija się do drzwi. Zasnąłem w salonie dlatego słyszałem wszystko znacznie wyraźniej. Wściekły wstałem i wziąłem świecący kamień. Podszedłem do drzwi i jej otworzyłem. Już miałem nakrzyczeć na osobę, która dobijała się do drzwi jednak cała złość ze mnie wyparowała, kiedy tylko zorientowałem się, że to Clary. Wyglądała na spanikowaną i zdenerwowaną.
- Musisz mi pomóc - oznajmiła.
- Co się stało?
- Najpierw może się ubierz - rzekła, odwracając wzrok.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam na sobie koszulki. Szybko poszedłem do sypialni po szarą koszulkę i czarną bluzę. Szybko zszedłem do Clary.
- Idziemy po resztę. Magnus z resztą już są? - spytała.
- Tak.
Po kilkudziesięciu minutach zaczęliśmy się kierować w stronę jeziora. Dołączyli do nas także Aiden i Jonathan.
- Powiesz w końcu co się dzieje? - spytał Magnus.
- Po Idisie biega sobie nie kontrolująca nad przemianami dzika wilczyca, która szuka mordercy swojego ojca. Tyle mi zdążył powiedzieć - oznajmiła.
- Kto? - spytał Aiden.
- Niedługo się przekonacie.
Po chwili znaleźliśmy się na niewielkiej polanie. Kilka metrów ode mnie stało kilkadziesiąt dzikich wilkołaków. Zanim się obejrzałem do mojego aniołka podbiegł jakiś facet. Wyszczerzył się do niej i zaczął z nią o czymś rozmawiać. Zacisnąłem mocno pięści.
- Tylko nie rób scen - usłyszałem głos Jonathana.
Spojrzałem na niego, a potem znowu na Clary. Uśmiechała się do niego! To wyglądało jakby z nią flirtował. Miałem ochotę obić mu tę buźkę.
- Rozdzielimy się - powiedział ten wilkołak.
- Jak ją rozpoznamy? - spytała Isabell.
- Trudno będzie przegapić szarą wilczycę. Tylko nic macie jej nie zrobić. Alan się wścieknie jak coś jej się stanie - oznajmiła.
Pytanie tylko, kim jest Alan?
Wilkołaki zaczęła się rozchodzić, kiedy tylko po lesie rozniosło się głośne wycie.
- Alan już jest - usłyszałem cichy głos Clary.
Zaczęliśmy się dzielić na niewielkie grupy. Kiedy zobaczyłem jak ten wilkołak uśmiecha się chytrze od razu postanowiłem się wtrącić. Podszedłem do niej.
- Powinniśmy już iść, jeśli chcemy znaleźć ją przed świtem - oznajmiłem.
Nie dając jej dojść do słowa, pociągnąłem ją za rękę w głąb lasu.
Działał mi na nerwy.
Kiedy usłyszałem jej cichy chichot chwyciłem ją za rękę. Mój uścisk był dość mocny. Nie chciałem jej puszczać.
O dziwo nie stawiała oporu.
- Dlaczego nie weszłaś do posiadłości sama? - spytałem.
To pytanie ciągle nie dawało mi spokoju. Miała klucze do posiadłości. Mogła wejść sama, w końcu to także jej posiadłość.
- Nie wiedziałam czy mi wolno - powiedziała spokojnie.
- To także twoja posiadłość.
- Przypominam ci, że nie jesteśmy małżeństwem. To twoja posiadłość, a klucze oddam ci jak tylko je znajdę - rzekła.
- Zbliża się nasza rocznica. Zostało tylko kilka dni - zignorowałem to co powiedziała.
- Mówisz to tak jakby miało to jakieś znaczenie. Nie ma żadnej rocznicy. Nigdy nie było - mruknęła.
Zabolało mnie to. W jednym miała rację. Nie było żadnej rocznicy, ponieważ za nim nadeszła my już nie byliśmy razem. Westchnąłem cicho.
Po chwili jednak usłyszałem wycie, potem kolejne i kolejne.
- Chyba ją znaleźli - rzekłem.
Zaczęliśmy biec w kierunku, który wskazała Clary. Wyglądało to tak jakby doskonale wiedziała do kogo należy poszczególne wycie.



Przepraszam, że tak późno. Robiłam zadanie z polskiego i trochę mi z nim zeszło.
Czytasz komentuj

sobota, 25 lutego 2017

Rozdział 20

*Clary*
Minęły zaledwie 3 dni, a ja czuję się jak nowo narodzona. Alan miał świetny pomysł, z tym odpoczynkiem.
Miałam rację co do Daphne. Dziewczyna jest szajbnięta. Niby cicha i spokojna, a w środku diabeł. Odkąd ją "naprawiłam" przesiaduje w domu mojego braciszka cały czas. Prawie się wprowadziła. Oczywiście Alanowi się to nie podoba. Ciągle uważa, że powinna znaleźć sobie kogoś innego.
Patrzyłam jak Will bawi się na łące z innymi dziećmi. Odkąd się urodził jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. Podoba mu się tu.
- Wzywają cie do Idisu - usłyszałam głos mojego bliźniaka.
Obróciłam twarz w jego stronę.
- Zaatakowano kilka instytutów na raz. Wszystkie zostały doszczętnie zniszczone - oznajmił.
Czy ja się przesłyszałam?
- Nie użyli moich run...
- Zajmę się nim - powiedział.
Podeszłam do Will'a i pocałowałam go w czoło.
- Zostaniesz z wujkiem.
Pokiwał tylko głową i wróciła do zabawy. Wyciągnęłam stelę i zaczęłam tworzyć runę portalu. Kiedy wylądowałam przed wielką salą, zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty. Nie wyglądałam jak nocna łowczyni tylko jak wilkołak. Krótkie spodenki z wysokim stanem, czarny obcisły crop top, długa czerwona, kraciasta koszula i czarne ciężkie buty z ćwiekami. Do tego mocny makijaż, czarna bandana na głowie oraz naszyjnik z rubinem w kształcie głowy wilka, który dostałam 2 dni temu od Alana. Podobno to pewnego rodzaju amulet mówiący, że jeśli mnie tkną to będą mieli do czynienia z całą wilczą sforą.
Jakoś to będzie.Weszłam do środka, a oczy wszystkich skierowały się na mnie. Nie wiem co było gorsze. To jak wlepiają we mnie ślepia, otwarte do granic możliwości czy faceci wręcz śliniący się na mój widok.
Po minie Jace'a obstawiam, że ta druga opcja mu się nie podoba. Zajęłam swoje miejsce na przodzie i czekałam co szanowna pani konsul ma mi do powiedzenia.
- Miałaś nam pomóc! - krzyknęła jakaś kobieta, była ubrana cała na biało.
Czyli straciła kogoś w tych atakach. Spojrzałam na nią i zobaczyłam łzy w jej oczach. Wstałam i podeszłam do niej.
- Próbowałam, chociaż jak widzę nadal w waszych oczach uchodzę za mordercę skoro nawet nie chcieliście moich run, które wam dałam - powiedziałam.
Cisze szepty rozeszły się po całej sali. Każdy kolejno zaczął spoglądać na panią konsul. Widziałam na jej twarzy zmartwienie i poczucie winy.
- Skoro nie potrzebujecie mojej pomocy to chyba nie muszę już się tu więcej pokazywać. Powodzenia - rzekłam spokojnie i wyszłam.
Skierowałam się w stronę posiadłości. Nie będę ich błagać, aby przyjęli moją pomoc. Skoro nie chcą, to nie będę ich zmuszać.
Po kilkunastu minutach dotarłam na miejsce. Specjalnie wybrałam dłuższą drogę. Weszłam do środka i oczywiście zobaczyłam stałych gości w salonie. Nie miałam ochoty ani rozmawiać z Jace'm, ani tym bardziej z moja matką.
Podeszłam do Aidena i się do niego przytuliłam. Objął mnie i pogładził delikatnie moje plecy. Położyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy.
- Dlaczego nadal mi nie ufają? - spytałam cicho, tak aby tylko on usłyszał.
Mam już tego serdecznie dość. Sami chcieli, abym wróciła. Kiedy jednak to zrobiłam... nie traktują tego poważnie. Faeri nie przestaną póki nie zabiją wszystkich nefilim, a także pozostałych ras. Czy oni nie widzą zagrożenia? A może łudzą się, że to wszystko od tak zniknie, jakby nie było żadnego problemu?
- Nie wiem - szepnął.
- Zamierzają ewakuować wszystkie instytuty - usłyszałam głos Jonathana.
Odsunęłam się od Aidena i spojrzałam na niego. Był wykończony.
- A może by tak... Pamiętasz ten dziennik z... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Oszalałaś? Oni się na to nie zgodzą! Po za tym nie będą chcieli współpracować - oburzył się.
- O kim mówicie? - wtrąciła się  moja matka.
- Zgodzą się pod warunkiem, że to ty im wydarz rozkazy - zignorowałam jej pytanie.
- Clary, wiesz co chcesz zrobić? Na dodatek wolę nie wnikać jak zdobyłaś ten medalion. Jeszcze tylko brakuje, aby dzikie wilkołaki wmieszały się w całą sprawę - prychnął.
- Powiecie o co chodzi? - wtrącił się Jace.
- O członków kręgu.
Mina Jace'a i mojej matki była bezcenna.
- Krąg przestał istnieć... - zaczęła, ale jej przerwałam.
- To nie do końca prawda. Valentine po tym jak stracił rozum w czasie jednej z pełni zdołał przezwyciężyć demona. Odzyskał na pewien czas rozsądek. To wtedy podał ci krew anioła. Tamtego dnia także stworzył drugi krąg. Jego najwierniejsi słudzy, ukryli się gdzieś na całym świecie. Mieli pozostać w ukryciu do dnia, kiedy przejmie władzę nad Clave - oznajmiłam.
- Chcesz powiedzieć, że żyją w ukryciu od 24 lat? - nie dowierzała.
- Mhm... Problem jest tylko w tym, że nie wiadomo po jakiej stronie stoją.
- Dlatego nie mieszasz się w to. Lepiej nie ryzykować - mruknął Jonathan.
- Za późno. Po za tym jeśli dowiedzą się jakie instytuty zostały zniszczone to pewnie i tak się pojawią. Powinniśmy mieć ich po swojej stronie.
- To brzmi jakbyś chciała odbudować krąg - zauważył Aiden.
- Mam już po swojej stronie dzikie wilkołaki, klan Raphaela. To by było coś mieć jeszcze krąg, który nie istnieje od lat.
- Piłaś dziś coś? - spytał nagle Aiden.
- Nie. Świeże powietrze dobrze na mnie działa - uśmiechnęłam się.
- Wy wiecie, że my nadal tu jesteśmy? - mruknął Jace.
- Och... naprawdę? Jakoś was nie zauważyłam - wyszczerzyłam się.
Zobaczyła jak jego kąciki ust zmierzają ku górze. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że go zacytowałam. Poczułam jak się czerwienię. Cholera. Nawet ignorowanie ich mi nie wychodzi.
Wyszłam z salonu. Dlaczego on musi być taki cudowny?! Nie! On nie jest cudowny! Boże kogo ja oszukuję? Westchnęłam cicho. Co ja robię ze swoim życiem?


*Jace*
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, kiedy usłyszałem te słowa. Sam fakt, że pamięta to co powiedziałem kilka lat temu jest niezwykły. Jednak gdy się zarumieniła poczułem przyjemne ciepło w sercu. Pierwszy raz odkąd wróciła mogłem zobaczyć jej piękne rumieńce.
- Ta randka chyba nie była, aż taką katastrofą - oznajmił Jonathan, wyrywając mnie z transu.
- To prawda.
Wstałem i wyszedłem z posiadłości, mając nadzieję, że gdzieś ją spotkam. Obszedłem całą posiadłość dookoła, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Kiedy zrezygnowany chciałem wrócić do domu, usłyszałem cichy chichot dochodzący z drzewa. Podszedłem bliżej i zobaczyłem moją rudowłosą piękność. Siedziała na jednej z najwyższych gałęzi i rozmawiała przez telefon. Skąd ona ma tu zasięg?
- Przesadzasz, nie jest taka straszna - powiedziała, z uśmiechem.
Jestem cholernie ciekaw z kim rozmawia.
- To, że ja nie miałam szczęścia w małżeństwie to nie znaczy, że ty nie będziesz miał... Przecież wiesz...W moim przypadku ślub z miłości okazał się pomyłką. Może z rozsądku wypali... Zostało ci mało czasu na podjęcie decyzji... No dobra... Jak wrócę to pogadamy - zachichotała i się rozłączyła.
- Dla mnie nie był pomyłką - szepnęła tak cicho, że ledwo usłyszałem.
Zanim się odsunąłem, zobaczyłem jeszcze jak po jej policzkach zaczynają spływać łzy.
Czułem się winny.
Zacząłem iść w kierunku posiadłości. Pomyłką? Ona naprawdę uważa, że żałuję? To dlatego nie chce mi wybaczyć? Nie wierzy mi?




Rozdział miał być wczoraj, ale byłam tak zmęczona całym tygodniem, że nie miałam siły na napisanie czegokolwiek. Jako rekompensatę napisałam znacznie dłuższy rozdział.
Czytasz komentuj

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 19

*Clary*
Zakładałam właśnie Willowi czarną bluzę kiedy do pokoju wszedł Aiden. Widziałam, że nie jest zadowolony z moich "wakacji".
- Jak długo zamierzasz tam przebywać? - spytał po chwili.
Pomogłam Wilowi założyć buty. Kiedy skończyłam wzięłam go na ręce i odwróciłam się w stronę Aidena.
- Tydzień - odpowiedziałam.
- Mogę chociaż wiedzieć gdzie dokładnie będziesz?
- Mówiłam ci już, że nie mogę powiedzieć. Będę bezpieczna - uśmiechnęłam się.
Wyszłam z pokoju mojego synka i zeszłam na dół do piwnicy. Pocałowałam Aidena w policzek i przeszłam przez portal. Wylądowaliśmy na niewielkim wzgórzu.
- Skarbie, spójrz.
Uśmiechnął się i spojrzał na cały krajobraz. Jego oczka zabłysły.
- Podoba ci cię?
Kiwnął główką i mnie mocniej przytulił. Skierowałam się w stronę domu Alana. Na szczęście przeniosłam już wszystkie potrzebne rzeczy. Po kilku minutach znalazłam się przed jego domem. Byłam szczęśliwa widząc radosną twarz mojego synka.
- Wujek Alan - pisnął Will i od razu go przytulił, kiedy drzwi się otworzyły.
- Widzę, że ktoś tu się stęsknił.
Alan wziął go na ręce i posmyrał nosem po twarzy. Mój synek od razu się roześmiał.
Weszliśmy do środka. Dziwiłam się ponieważ zastałam w salonie członka wrogiego stada.
- Wpadł bez zapowiedzi. Chcą, abyś jeszcze dziś zaczęła.
Spojrzałam na siedzącego bruneta. Wyglądał niezbyt groźnie, na dodatek chyba cieszy się, że tu jest.
- No dobra, załatwię to szybko - mruknęłam.
Podeszłam do chłopaka i uśmiechnęłam się lekko.
- Otworzę nam portal - oznajmiłam.
Spojrzał na mnie i wyszczerzył się. Odwróciłam się i spojrzałam na Will'a. Alan go puścił. Podbiegł do mnie i przytulił się do mojej nogi.
- Mamo, tylko wróć szybko - powiedział cicho.
- Nawet nie zauważysz kiedy wrócę- wyszeptałam.
Wiedziałam, że tak będzie. Zajmie się zabawą i nie zauważy, że wróciłam.
Ucałowałam go w czoło i podeszłam do ściany. Otworzyłam portal i przeszłam przez niego. Wylądowaliśmy tuż przed domem alfy.
- Wiem, że sobie poradzisz - oznajmił i odszedł.
Okej... To wcale nie było dziwne.
Zapukałam i po chwili zobaczyłam starszego mężczyznę, jego oczy miały krwisty kolor. Bez słowa wpuścił mnie do środka. Zaprowadził mnie do salonu. Siedziała tam już jego córka. Jak można się tak zapuścić? Parę lat temu też nie wyglądałam jak modelka, no ale to już jest przesada. Dziewczyna wyglądała strasznie. Włosy w kolorze tęczy, zaawansowana otyłość, okulary niczym z Harrego Pottera, męskie ciuchy. Zobaczyłam także kilku strażników.
- Ile czasu potrzebujesz? - spytał oschło.
- Kilku godzin - mruknęłam.
Wyciągnęłam stelę i zaczęłam powoli rysować jedną z najpotężniejszych run jakie do tej pory stworzyłam. Jeden niewłaściwy ruch stelą i będzie źle. Kiedy skończyłam odetchnęłam z ulgą. Z niektórymi runami wiąże się ogromne ryzyko.
- Jestem Clary, a ty? - spytałam podchodząc do dziewczyny.
- Daphne - odpowiedziała cicho.
- Odrobinę zaboli - uprzedziłam.
Dotknęłam jej dłoni pozwalając zadziałaś runie. Pisnęła zaskoczona. Na jej ciele kolejno zaczęły się pojawiać kolejne runy. Po kilku minutach puściłam ją i zobaczyłam jak runa na mojej dłoni lekko dymi. To jakaś nowość.
- Macie tu salę treningową? - spytałam, odwracając się w stronę jej ojca.
Kiwną tylko głową i przyjrzał się córce. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam jak jej włosy zmieniają kolor na szary.
- Szara wilczyca - mruknęłam.
Pomogłam jej wstać i razem poszłyśmy za strażnikami. Po chwili weszliśmy do niewielkiej sali.
- Zrób tyle okrążeń ile dasz rady.
Daphne zaczęła biegać, a raczej iść szybciej niż zwykle. Z każdym krokiem przyśpieszała, a jej runa na ręce coraz mocniej zaczynała świecić. Z każdą minutą traciła na wadze.
Po 3 godzinach patrzyłam na zupełnie inną osobę. Ubrania wisiały na niej, figura nabrała kształtów, a twarz nareszcie była widoczna. Strażnicy patrzyli na nią w szoku.
- Idziemy do twojego pokoju - oznajmiłam.
Uśmiechnęła się lekko i wyszła z sali. Kilka jej run już zdarzyło zniknąć. Poszłam za nią. Kiedy strażnicy chcieli wejść za nami do jej pokoju, zamknęłam im drzwi przed nosem. Wyciągnęłam z kieszeni niewielkich rozmiarów torbę i położyłam ją na łóżku Daphne. Użyłam runy powiększającej i wyjęłam z torby dużą kosmetyczkę.
- Spodobam mu się? - odezwała się drugi raz odkąd tu jestem, siadając przy biurku.
Postawiłam kosmetyczkę obok niej i zdjęłam te koszmarne okulary.
- Wątpisz w moje umiejętności?
- Nie! Ja tylko...
- Od jak dawna jesteś w nim zakochana? - spytałam.
- Odkąd go zobaczyłam - odpowiedziała nieśmiało.
Wyciągnęłam potrzebne kosmetyki i zaczęłam ją malować. Nie chciałam przesadzać dlatego nałożyłam trochę podkładu i pudru. Oczy pomalowałam jasno niebieskim cieniem, a usta jasno różową szminką. Użyłam także kredki do oczu i tuszu do rzęs.
Po jej zachowaniu wnioskuję, że nigdy się nie malowała.
Kiedy skończyłam, wyciągnęłam jej ubrania i bieliznę z torby.
- Przebierz się.
Po kilku minutach wróciła, całkowicie odmieniona. Miała na sobie obcisłe jeansy, czarno - niebieską koszulę w kratę i czarne botki na grubym obcasie.
- Ta bielizna jest niewygodna. Chodzisz w czymś takim? - mruknęła niezadowolona.
- Przyzwyczaisz się.
- Teraz mu się spodobam? - spytała.
- Dziewczyno, ty masz fioła na jego punkcie. Brakuje tylko, żebyś miała jego ołtarzyk.
Na moje słowa zarumieniła się i spuściła głowę w dół.
Nie no nie wierzę. Ona ma jego ołtarzyk?!
- Nie powiem mu.
Pokręciłam tylko głową i wyszłam z pokoju. Ona ma coś z głową.
- Idę z tobą - pisnęła.
Czyli najpierw woli się pokazać mojemu braciszkowi niż własnemu ojcu. Tu zdecydowanie jest coś nie tak.




Zapraszam do zakładki z WSPOMNIENIAMI.
Czytasz komentuj


czwartek, 16 lutego 2017

Rozdział 18 cz. 2

*Jace*
Siedziałem na dywanie w salonie. Jonathan słyszał całą moją rozmowę z Clary. Otworzył mi bez słowa portal.
Wypiłem całą zawartość szklanki. Po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
- Jak się trzymasz? - spytał mój parabatai.
- Zmarnowałem swoją szansę. Boi się mi zaufać - powiedziałem.
Mój głos był wyprany z uczuć.
- Przynajmniej ją przeprosiłeś - mruknął i usiadł na fotelu.
Spojrzałem na niego zszokowany.
- Nie przeprosiłeś jej?!
Cholera. Jak ja mogłem zapomnieć o czymś tak ważnym? Próbuję ją odzyskać, a nawet jej nie przeprosiłem za to jak bardzo ją skrzywdziłem.
- Jestem idiotą! - ukryłem twarz w dłoniach.
- Żadne z nas jej nie przeprosiło.
Zawaliliśmy, znowu.
- Co teraz zamierzasz? - spytał i usiadł obok mnie.
- Nie wiem.
- Zamierzasz się poddać?
- Nigdy. Choć miało by mi to zająć kilkadziesiąt lat, odzyskam ją - powiedziałem pewnie.
-No i to się nazywa podejście. Musisz pokazać, że ci zależy tylko może wymyśl coś sam, bo jak na razie z pomocą wychodzi ci to fatalnie.
- Tak zrobię - uśmiechnąłem się lekko.


*Isabell*
Trenowałam razem z Simonem. Alec kilka godzin temu przeniósł się do Idisu, po tym jak Jonathan zawiadomił nas o kiepskim stanie Jace'a. Liczyłam, że ta ich randka się uda.
- O czym myślisz? - spytał, odkładając kij.
- O Clace.
- Co? - spytał nic nie rozumiejąc.
- Clary to wymyśliła tuż przed ich ślubem. Rozmawiałyśmy o tym jak brzmiały by połączone imiona. Tak jej się to spodobało, że zaczęła tak podpisywać obrazy, na których byli razem z Jace'm.
- Miałyście wiele sekretów?
- Trochę ich było - mruknęłam.
- Tęsknisz za zakupami z nią? - zapytał z uśmiechem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Chociaż teraz to nie potrzebuje moich rad.
- Może i Clary się zmieniła, ale znam ją od dziecka. Nie można się całkowicie zmienić. Pogubiła się w swoich uczuciach, wiem to. Musi znowu w nas uwierzyć. Prędzej czy później przejdzie jej i pozwoli nam odbudować ze sobą relacje. Znowu będziecie mogły szaleć na zakupach.
Podszedł do mnie i przytulił do siebie. Objęłam go mocniej.
Byłam mu wdzięczna. Mimo wszystko, stara się mnie pocieszyć, choć sam zawinił podobnie. Prawda jest taka, że nie mogę sobie wybaczyć tego, że jej nie pomogłam. Widziałam jak cierpi, jak płacze, a zamiast jej pomóc to bardziej ją dołowałam. Wytykałam jej błędy, że w porównaniu do Amy jest nikim. Raz nawet nazwałam ją bezguściem. Ta blond szmata tak mną zawładnęła, że skrzywdziłam najlepszą i jedyną przyjaciółkę, którą chciałam poprosić o zostanie parabatai.
Rozpłakałam się. Pora, abyśmy zaczęli płacić za nasze winy.
- Skarbie, nie płacz - wyszeptał, czule głaszcząc mnie po głowie.
- Na jej miejscu nigdy bym nam nie wybaczyła.
- Wszystko się ułoży.
Odsunęłam się od niego.
- Sam w to nie wierzysz!
- Masz rację nie wierzę w to! Clary jest uparta, nie wieżę, że nam kiedykolwiek wybaczy. To chciałaś usłyszeć?
- Tak - przytuliłam się do niego.
Mam dość słuchania tych kłamstw. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Pora w końcu się z tym pogodzić.




Przepraszam, że tak późno. Miałam dziś tak ciężki dzień, jak nigdy.
Dopiero niedawno zaczęłam pisać rozdział, bo nie miałam czasu.
Czytasz komentuj

wtorek, 14 lutego 2017

WAŻNE!!!

Postanowiła coś stworzyć ze względu Walentynek. Miał być rozdział, ale stwierdziłam, że pewnie jest wiele rzeczy, które chcielibyście przeczytać o tym co się wydarzyło wcześniej, dlatego stworzyłam zakładkę "WSPOMNIENIA". Tam będą pojawiały się jak sama nazwa wskazuje wspomnienia, albo raczej retrospekcje.
TAK WIĘC ZACHĘCAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA.
Co do rozdziałów to będę je dodawała jeśli pod postem pojawi się CO NAJMNIEJ 10 KOMENTARZY.
To nie jest dużo.
Jeszcze jedna sprawa. Z racji tego, że dodaje wspomnienia to rozdziały będą się pojawiały 1-2 razy w tygodniu + rozdział ze wspomnieniami. Nie będzie to  uporządkowane, w sensie że wspomnienia nie będą działy się w kolejności.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Rozdział 18 cz. 1

*Clary*
Kiedy znalazłam się wystarczająco daleko, przystanęłam i pozwoliłam łzom popłynąć. Oparłam się o ścianę jakiegoś budynku i zaczęłam szlochać. To był jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu.
Ja go tak cholernie mocno kocham! 
Drżącymi dłońmi wyciągnęłam stele i otworzyła portal. Szybko przez niego przeszłam. Kiedy wylądowałam przed domem Alana, spróbowałam powstrzymać szloch. Zapukałam, a kiedy mi otworzył szybko go przytuliłam. Jest teraz jedyną osobą, która może mi teraz pomóc.
- Clary... - przytulił mnie do siebie mocniej.
Po kilku minutach weszliśmy do środka, dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak jest późno. Usiedliśmy na kanapie. Opowiedziałam mu wszystko co się wydarzyło.
- Wiesz, że zrobiłaś mu nadzieję? - spytał.
- To było silniejsze.
Poczułam się jak w niebie mogąc po tak długim czasie poczuć jego usta na moich, dotyk jego dłoni, były takie ciekawskie jakby w kilka chwili chciały zapamiętać moje ciało. Mogłam się rozluźnić, znowu poczuć to przyjemnie ciepło w sercu i motylki w brzuchu. Rozmarzyłam się jak zakochana nastolatka.
- Musisz podjąć jakąś decyzje. Teraz i ty cierpisz i on - mruknął i objął mnie.
- Ja mam wrażenie, że on się świetnie bawi, robiąc ze mnie idiotkę - wstałam i podeszłam do okna.
- Co?
- Te randkę zaplanowała Vanessa i Jonathan, on sam by w życiu na to nie wpadł. Nic nie zrobił, aby mnie odzyskać. Liczy na pomoc innych, a sam nie jest w stanie niczego zrobić - nie chciałam w to wierzyć, ale taka była prawda.
Podszedł do mnie i wyciągnął papierosa. 
Kiedy go zapalił coś mnie tchnęło. Zabrałam mu go i zamknęłam oczy powoli się nim zaciągając. Nigdy nie paliłam, ale teraz tego potrzebowałam. Na początku zaczęłam się krztusić i poczułam lekkie zawroty głowy. Po chwili jednak to minęło.
- Teraz wyjdzie na to, że cie demoralizuję - uśmiechnął się lekko, wyciągając kolejnego papierosa.
- Nawet mnie nie przeprosił. Tak jakby to, że mnie zdradził i porzucił samą w ciąży nic nie znaczyło. I powiedz jak ja mam mu wybaczyć, skoro nawet nie potrafi mnie przeprosić?
- Powiem szczerze siostrzyczko... Nigdy nie miałem takich problemów i nie wiem jak ci doradzić, ale sądzę, że powinnaś zadbać o Will'a. Musisz myśleć o nim, nie może cierpieć przez to wszystko. Odzyska ojca, ucieszy się, a potem Jace znowu coś spieprzy i Will będzie zawiedziony. Nie zasłużył sobie na takiego ojca - mruknął.
- Wiem, boję się jednak co będzie za kilka lat, jak będzie chciał go poznać.
Zgasiłam papierosa w popielniczce.
- Może zabierzesz Will'a i zostaniecie tu na jakiś czas? Odpoczniesz, przemyślisz co dalej. Will na pewno też się ucieszy, pobawi się z dziećmi w podobnym wieku. Pozna wilkołaki, im szybciej zacznie tym lepiej.
- To jest świetny pomysł - uśmiechnęłam się.
Objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. Przynajmniej jeden z moich braci daje mi jakieś sensowne rady, chociaż to pewnie spowodowane tym, że jesteśmy bliźniętami.
- A tak na marginesie. Dogadałem się z wrogim stadem. Zgodzę się na ślub, jak się w niej zakocham, ale żeby to zrobić musisz zmienić ją w laskę. Choć po cichu jednak liczę, że kiedy to zrobisz, zakocha się w innym. Wszyscy będą wtedy zadowoleni - oznajmił.
- Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się.
- Taki urok.
- Mogłeś mnie wcześniej uprzedzić.
- Dasz sobie radę, pod warunkiem, że będziesz używać run - wyszczerzył się.
- Zapowiada się ciekawie.
Odsunęłam się od niego, otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Spojrzałam na księżyc. Gdyby tylko mógł świecić tak jasno jak w czasie kiedy byłam z Jace'm.




Jak wam się podoba nowa odsłona bloga? Robiłam nagłówek na szybko i wyszedł mi lepiej niż myślałam.
Krótko ze względu na to, że nie miałam przez pewien czas internetu.
Czytasz komentuj

sobota, 11 lutego 2017

Rozdział 17

*Clary*
Siedziałam wściekła na łóżku, przyglądając się Vanessie, która szykowała dla mnie idealny strój na "randkę". Nie mam ochoty nigdzie z nim iść. W życiu bym się nie zgodziła gdyby nie Will. Vanesssa nagadała mu nie wiadomo czego. Przyszedł do mnie i zaczął namawiać, aby się zgodziła, a kiedy próbowałam mu wytłumaczyć, że nigdzie nie chcę iść to się rozpłakał i zaczął krzyczeć, że go nie kocham. Wplatała w to mojego synka. Musiałam się zgodzić, bo tylko tak mogłam go uspokoić. Jak dla mnie to szantaż emocjonalny. Wykorzystała moje własne dziecko.
- Już się tak nie dąsaj. To tylko randka z byłym mężem. Co w tym złego? - odwróciła się w moją stronę.
- Wszystko - mruknęłam.
Po chwili położyła przede mną stylizację nad, którą myślała co najmniej godzinę. Była to szara obcisła, krótka spódnica, biała bluzka na ramiączka z dekoltem w serek, czarne platformy i tego samego koloru długi półprzeźroczysty sweterek. Do tego srebrna biżuteria i torebka.
- Nie mogę iść w dresie? - spytałam.
- W twojej szafie nawet nie ma trampek, a ty z dresem wyskakujesz - prychnęła.
Wstałam i poszłam za parawan. Założyłam przygotowane ubrania i usiadłam przed toaletką. Zrobiłam mocny makijaż. Usta pomalowałam jasno różową szminką, oczy podkreśliłam czarny eyelinerem, tuszem do rzęs i ciemnymi cieniami do powiek. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Oczywiście cały czas przy mnie była i patrzyła czy nie próbuje uciec. Czy ona naprawdę nie widzi nic w tym złego? Randa z byłym mężem? Większość małżeństw po rozwodzie nie utrzymuje ze sobą kontaktu. Dlaczego w naszym przypadku nie może tak być?
Wyszłam z sypialni i zeszłam do salonu. Will podbiegł do mnie i wtulił się w moją nogę.
- Ślicznie wyglądasz mamusiu - powiedział radośnie.
To też kazała mu powiedzieć?
Po chwili przeszłam przez portal. Kiedy zobaczyłam gdzie wylądowałam myślałam, że mam zwidy. Wylądowałam tuż przy wieży Eiffla. Na wprost mnie stał Jace w szarej koszuli, czarnej marynarce i czarnych spodniach z bukietem czerwonych róż.
Naprawdę Paryż? Gorzej nie mogli wybrać! Tyle pięknych wspomnień wiąże się z tym miastem. Spędzaliśmy tutaj razem wakacje po mojej 18. Chcieliśmy w końcu wejść na wieżę. Urządziliśmy nawet piknik na samym szczycie, w środku nocy.
- Pięknie wyglądasz - oznajmił.
Podszedł do mnie i wręczył mi kwiaty. Najchętniej to bym je wyrzuciła, ale Vanessa zmusiła mnie do bycia miłą.
- Dziękuję.


 *Jace*
Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Clary normalnie ze mną rozmawiała, śmiała się. Jestem pewny, że nie mogłaby czegoś takiego udawać. Z każdą chwilą coraz bardziej się rozluźniała. Na początku i przez całą kolację w ogóle nie rozmawialiśmy, ale potem to się zmieniło. Znowu czułem się tak jak kilka lat temu.
Spacerowaliśmy właśnie po parku tuż przy Sekwanie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jej włosy delikatnie powiewały na wietrze. W oczach miała radosne iskierki. Jej policzki były delikatnie zarumienione. Światło księżyca padało na nią. Wyglądała jak anioł.
Nie chciałem zaczynać, żadnego trudnego tematu. Jeszcze by się zdenerwowała i mnie zostawiła. Chciałbym jednak, aby ten wieczór trwał jak najdłużej.
Przechodząc obok jednej z alejek usłyszałem krzyk. Spojrzałem na Clary i razem pobiegliśmy w tamtym kierunku. Zobaczyłem kilka demonów oraz jakąś szarpiącą się dziewczynę. Mój aniołek wyciągnął z torebki dwa miecze. Rzuciła mi jeden i ruszyliśmy do walki.
- Przygotowałaś się - rzekłem, zabijając jednego z demonów.
- W razie gdybyś mnie wkurzył - mruknęła.
Kiedy zabiliśmy wszystkie demony podeszliśmy do dziewczyny. Ja miałem lekko podartą marynarkę, a Clary spódnicę i sweter. Te demony były dość duże i silne. Dziwne, że tyle się ich pojawiło z powodu jednej dziewczyny.
- Dzięki za pomoc - mruknęła nieznajoma.
Spojrzała na nas i tupnęła nogą jak mała dziewczynka.
- Ze wszystkich ludzi na świecie musiałam trafić na ciebie - warknęła.
- Mia? - spytała moja ukochana.
- Nie waż się nic mówić Aidenowi! - krzyknęła i pobiegła w kierunku miasta.
Clary stała i patrzyła na biegnącą dziewczynę. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Kto to był? - spytałem.
- Siostra Aiden'a. W co ona się wpakowała - szepnęła i zakryła twarz ręką.
Wyglądała na bardzo przejętą. Nie chciałem, aby była smutna. Niepewnie ją objąłem i przytuliłem. Jej mięśnie się spięły lecz po chwili wtuliła się w mnie mocniej.
Nie mogłem to uwierzyć. Jestem w Paryżu na randce z miłością mojego życia, która tuli się do mnie bez żadnych przeszkód. Po chwili jednak odsunęła się ode mnie, nadal jednak ją obejmowałem.
Nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Szybko zmniejszyłem odległość między naszymi ustami. Pocałowałem ją. Pierwszy raz od 4 lat mogłem poczuć smak jej ust. Były tak samo delikatnie i miękkie jak zapamiętałem. Byłem pewny, że mnie odtrąci. Zdziwiłem się kiedy oddała moją pieszczotę. Objąłem ją mocniej w tali. Chciałem, aby była jak najbliżej mnie. Nasz pocałunek był pełen namiętności, bólu, tęsknoty i wielu innych uczuć. Zadrżałem kiedy wplotła swoją drobną dłoń w moje włosy. Moje dłonie jakby żyły własnym życiem, zjechały na jej pośladki. Ścisnąłem jej lekko, a kiedy usłyszałem jej słodki jęk, straciłem głowę. Chciałem więcej. Po tak długiej rozłące pragnąłem poczuć ją całą. Nie panowałem nad sobą. Moje dłonie nadal znajdowały się na jej pośladkach. Zjechałem pocałunkami na jej szyję. Kiedy odchyliła głowę, dając i lepszy dostęp, uśmiechnąłem się. Zostawiłem na jej gładkiej skórze dużą malinkę. Niech każdy wie, że należy do mnie. Po chwili znowu smakowałem jej ust. Nasze języki ocierały się o siebie raz szybciej, raz wolniej.
- Dość - oznajmiła, odrywając się ode mnie.
Cofnęła się kilka kroków w tył. W jej oczach dostrzegłem łzy. Nic z tego nie rozumiałem.
- Clary... - chciałem do niej podejść.
- Nie podchodź. Nie zniosę tego - po jej zarumienionych policzkach zaczęły spływać łzy.
- Kochanie, proszę... - musiałem to powiedzieć.
Zawsze uwielbiała jak tak do niej mówiłem.
- Jace, nie... Już raz mnie zdradziłeś, jaką mam pewność, że nie zrobisz tego ponownie? Dam ci szansę i co? Każdego dnia będę się zastanawiała czy się nie przyłapię w sypialni z inną? To, że tak po prostu przekreśliłeś nasz związek nie znaczy, że tak po prostu ci wybaczę.
Nie mogłem patrzeć na jej łzy, zwłaszcza, że płacze przeze mnie.
- Naprawię wszystko tylko daj mi szansę - mój głos był wręcz błagalny.
- Miałeś już wystarczająco dużo szans - nie, błagam tylko nie to.
Podszedłem do niej i ująłem jej twarz w dłonie.
- Naprawdę nic już dla ciebie nie znaczę? - spytałem, choć bałem się odpowiedzi.
- Zawsze byłeś, jesteś i będziesz miłością mojego życia. To dzięki tobie teraz jestem tym kim zawsze chciałam być. Chciałabym, żebyś ty też tak uważał...
- Jak możesz...
- Daj mi dokończyć. Jestem po prostu jedną z wielu. Nie pierwszą i pewnie nie ostatnią. Zapomnij o mnie tak jak zapomniałeś o tym kim dla siebie byliśmy - wyszeptała i odeszła.
Stałem i patrzyłem jak moja miłość mnie opuszcza. Ten wieczór miał być wspaniały i był, ale tylko do czasu. Nie potrafiłem tego przyjąć do wiadomości. Dlaczego musiałem to wszystko spieprzyć?
Poczułem jak moje serce pęka, ból w moim sercu był nie do zniesienia. Czy ona też tak cierpiała? Jak mogłem sprawić jej tak wielki ból?





Rozkleiłam się pisząc ten rozdział. Powstrzymuję płacz. Jak ja nie znoszę smutnych zakończeń.
Napiszcie co o tym myślicie.
Czytasz komentuj


czwartek, 9 lutego 2017

Rozdział 16 cz. 2

*Vanessa*
Nie mogę już patrzeć na to co robi Clary. Z każdym kolejnym dniem coraz więcej ucieka z niej życia. Wiem, że wiele wycierpiał. In dłużej będą się tak zachowywać, tym będzie gorzej.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał Jonathan, wchodząc do naszej sypialni.
- Tak. Mam zamiar wyjaśnić kilka spraw temu blondasowi - mruknęłam.
- Przecież obiecałem, że się tym zajmę...
- Na razie ci to kiepsko wychodzi, a ja chcę tylko pogadać.
- Nie powinnaś się narażać.
Podeszłam do niego i dotknęłam jego policzka. Jest zbyt nadopiekuńczy.
- Poradzę sobie.
- Nadal nie jestem przekonany - powiedział lekko zirytowany.
Zrobiłam smutną minę i odwróciłam wzrok. 
- Tylko nie ta mina.
- Proszę. Będę ostrożna, po za tym możesz iść ze mną.
- Przekonałaś mnie - przyciągnął mnie delikatnie do siebie i pocałował.
Wyszliśmy z sypialni i zeszyliśmy do piwnicy. Przeszliśmy przez portal i wylądowaliśmy tuż przy rezydencji Jace'a. Dobrze, że narysowałam sobie runy, które stworzyła dla mnie Clary. Lepiej nie ryzykować.
Jonathan zapukał do drzwi. Po chwili nam otworzył, wyglądał jak wrak człowieka, no i dało się wyczuć od niego alkohol. Spojrzał na nas niezrozumiale, ale i tak wpuścił nas do środka. Usiedliśny w salonie.
- Co was do mnie sprowadza? - spytał.
- Tak wygląda twoje staranie się o odzyskanie Clary? Upijasz się? - nie chciałam tak tego zaczynać, ale nie dał mi innego wyboru.
- Przyszliście, żeby na mnie krzyczeć?
- Chcielibyśmy ci coś uświadomić - oznajmił Jonathan.
- Clary jest w coraz gorszym stanie. Niszczycie ją tymi kiepskim staraniami. Zamiast się postarać to tylko udowadniacie, że macie ją gdzieś.
- To nie jest tak. Kocham ją i nic tego nie zmieni!
- A Amy? - spytał mój mąż.
- To był błąd. Nawet nie wiem co takiego urzekło mnie w niej. Kocham Clary! Kochałem, kocham i będę kochał!
- Więc dlaczego zamiast ją odzyskać to ją niszczysz? Udowadniasz jej tylko, że chcesz być z nią bo Amy cie nie chce - rzekłam.
- Ile razy mam to powtarzać! NIGDY NIE KOCHAŁEM AMY! NIC DLA MNIE NIE ZNACZY! - krzyknął.
- Przypominam ci, że moja żona jest w ciąży - wtrącił się Jonathan.
Blondyn na te słowa zamarł. Na jego twarzy malował się ból i cierpienie.
- Jace, co się z tobą stało? - zapytał mój mąż.
- Możesz nam powiedzieć. Chcemy wam pomóc - oznajmiłam spokojnie.
- Ostatnie 4 lat to był dla mnie koszmar. Przez cały czas nie mogłem spać. W dniu jej urodzin, w dzień naszych rocznic siedziałem w naszej starej sypialni i upijałem się. Moje życie bez niej nie ma sensu, szkoda tylko, że zrozumiałem to dopiero po jej odejściu. Każdego dnia zastanawiałem się jak sobie radzi, czy jest szczęśliwa, czy ma kogoś. Kiedy wróciła nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Cieszyłem się, że anioły mnie wysłuchały, a potem zobaczyłem niewyobrażalny ból w jej oczach. Nie wiem co zrobić. Ona nigdy mi tego nie wybaczy.
- Wy naprawdę jesteście dla siebie stworzeni. Oj blondasku coś mi się wydaje, że bez pomocy sobie nie poradzisz. Do waszej "rocznicy" został niespełna miesiąc, ale nie będziemy tyle czekać. Masz być gotowy na wieczór. Załóż jakiś garnitur, kup kwiaty i czekaj na dalsze instrukcje. Kochanie ty idziesz ze mną. Z wami to gorzej niż z dziećmi.
Wstałam i spojrzałam na ich zszokowane miny. Skoro tylko Jace, może naprawić jej serce to zrobię wszystko, aby tak się stało. Z facetami to naprawdę gorzej niż z dziećmi. Jeszcze tylko brakuje, żeby oboje się załamali. Jeśli ja nic nie zrobię, to nikt tego nie zrobi. Już i tak zbyt długo z tym zwlekałam. 



Jak myślicie co planuje Vanessa? Macie jakieś pomysły? 
Czytasz komentuj

poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział 16 cz. 1

*Clary*
Minął tydzień. Siedem przeklętych dni. Odkąd dałam się ponieść emocjom, przestałam pojawiać się w Idisie. Aiden i Jonathan tak samo. Nie ma potrzeby, abyśmy ciągle tam przebywali. Od tygodnia ciągle dręczy mnie jedno wspomnienie.
Wracałam do instytutu od weneckiej czarownicy. Specjalizowała się w dziedzinie ginekologi. Nie chciałam prosić Magnusa o pomoc. Wolałam, aby zrobił to ktoś bardziej doświadczony. Mimo tego co się dowiedziałam, byłam spokojna i radosna. Może nie ukłda mi się teraz dobrze, ale mam nadzieję, że wieść o mojej ciąży wszystko naprawi. Czarownica powiedziała, że dziecko rozwija się w bardzo szybkim tempie i bez pomocy Cichych Braci, umrę ja albo mój synek. Już jakiś czas temu mi się przyśnił, pewnej nocy w Idisie. Nie mogłam się wtedy powstrzymać i musiałam uwiecznić swój sen.
Weszłam do kuchni i zobaczyłam Isabell. Spojrzała na mnie krzywo.
- Gdzie Jace? - spytałam.
Chciałam jak najszybciej mu o tym powiedzieć. Nie wiedziałam czy się ucieszy, ale nie przejmowałam się tym zbytnio.
- W oranżerii - odpowiedziała od niechcenia.
Było mi przykro, że tak mnie traktuje. Gdyby nie Amy, wszystko byłoby dobrze.
Jak najszybciej pobiegłam w stronę oranżerii. Kiedy tam weszłam, zobaczyłam go siedzącego na niewielkiej ławce. Był dziwnie smutny. Podeszłam do niego.
- Szukałam cie - powiedziałam radośnie.
Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego miejsca na powiedzenie mu, że będzie ojcem. W końcu to tu się pierwszy raz całowaliśmy i tutaj mi się oświadczył.
- Czego chcesz? - jego głos był przepełniony...nienawiścią.
- Ja... Chciałam ci o czymś powiedzieć.
Wiem, że nam się ostatnio nie układa i każdy mnie podejrzewa o najgorsze, ale to zwykłe kłamstwa, które wmówiła im Amy.
- Chcę rozwodu - powiedział pewnie.
Czułam jak grunt wali mi się pod stopami. On nie mówi poważnie.
- Co?
- Zakochałem się w Amy. Chcemy być razem - poczułam jak moje serce krwawi.
- Zdradziłeś mnie?
- Tak. Clave aresztuje cie po ceremonii - warknął i sobie poszedł.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zdradził mnie. Na dodatek z szmatą. Robiłam wszystko, aby udowodnić im, że jestem niewinna, ale oni nadal mi nie wierzą.
Moje serce w kilka chwil rozpadło się na miliony małych kawałeczków. Dlaczego mi to zrobił?
Jedyne co mi teraz pozostało to mój synek. Tylko on mi pozostał.
Poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Dlaczego to wraca?
- Clary? - usłyszałam zmartwiony głos Vanessy.
- Tak? - próbowałam brzmieć jak najnormalniej.
Nie chcę jej denerwować. Jest w ciąży i to mogłoby jej tylko zaszkodzić.  
Podeszła do mnie i przytuliła. Objęłam ją mocniej pozwoliłam łzom popłynąć. Zacisnęłam mocno powieki.
- Martwię się o ciebie. Coraz częściej płaczesz,  Will zaczyna zauważać twój smutek. Musisz się wziąć w garść, albo stworzyć jakąś rune. Długo tak nie pociągniesz.
- Wiem. Ja po prostu... Tak bardzo za nim tęsknię. Każdy jego widok, uśmiech lub błysk w oku na mój widok, przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Jednak myśl, że jego słowa nie są szczere mnie niszczy. Tak szybko zapomniał o naszej miłości. Nie dał mi nawet dojść do słowa. Chce go odzyskać, ale nie potrafię mu wybaczyć - wyszlchałam.
Ona tylko mnie mocniej przytuliła. Muszę wyglądać teraz naprawdę żałośnie. Miłość mnie zniszczyła.



Napisałam krótkie wspomnienie na życzenie jednej z czytelniczek.
Miałam rozdział dodać jutro, ale jakoś postarałam się znaleźć czas, aby nie było wam smutno.
Czytasz komentuj

niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział 15

*Clary*
Było już dość ciemno. Siedziałam na brzegu jeziora Lyn. Kiedy tu przyszłam zdałam sobie sprawę ze zbliżającego się dnia. Został miesiąc. Dokładnie za trzydzieści dni miną 4 lata od mojego odejścia. Będzie to też czwarta rocznica mojego ślubu, a raczej byłaby.
Zazwyczaj ten dzień spędzałam z Willem, a w nocy kiedy wszyscy spali spędzałam go w barze razem z Alanem, upijając smutki. Teraz jednak nie zapowiada się na takie spędzenie tego dnia.
- Przepraszam - usłyszałam za sobą głos.
Nie zareagowałam. Mimo, że po moim ciele przeszedł dreszcz, nie chciałam dać mu tej satysfakcji.
- Ja... Martwię się o ciebie. Nie chcę aby cokolwiek ci się stało.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem? - spytałam.
- Jonathan powiedział, że lubisz tu przychodzić. 
Po chwili poczułam jak przytula się do moich pleców. Odwróciłam głowę delikatnie w jego stronę. Jego twarz znajdowała się tuż przy mojej skroni. Czułam jego ciepły oddech na moim policzku. Jego dłonie znalazły się na mojej tali.
Kompletnie straciłam głowę.
Jego dotyk był jedną z wielu rzeczy za jakimi tęskniłam. Słyszałam bicie jego serca i czułam jego zapach.
Kiedy jego twarz znacznie się zbliżyła, opamiętałam się.
Szybko go odepchnęłam i uciekłam. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam. Wiedziałam, że nie może mnie dogonić.
Czułam się strasznie. Jak ja mogłam do tego dopuścić? On już nie jest mój. Dlaczego to musi być takie trudne?


*Jace*
Tak badzo w tamtej chwili chciałem ją pocałować, znowu poczuć smak jej ust, ale uciekła. Nie biegłem za nią bo wiedziałem, że potrzebuje sobie wszystko przemyśleć. Sam fakt, że pozwoliła mi na tak wiele był niesamowity. Przez chwile mogłem się nią nacieszyć, znowu poczuć jej delikatną skórę i zapach, a także miękkość jej ognistych włosów.
Podniosłem się i skierowałem w stronę miasta.
Kiedy dotarłem do posiadłości Lightwoodów, od razu usłyszałem krzyki dochodzące z salonu. Kiedy wszedłem zobaczyłem Izzy. Stała i ciągle wymachiwała rękami, krzycząc.
- Co się dzieje? - spytałem.
- Mamy wrócić do instytutu! Bo to niby zbyt niebezpieczne. Tylko 2 osoby mogą zostać - warknęła.
- Kto ma zostać? 
- Postanowiliśmy, że lepiej będzie jak zostaniesz ty i Jocelyn - oznajmił Magnus.
Poczułem ulgę. Przez chwilę balem się, że pani konsul coś wymyśliła i nie pozwoli mi tu zostać. Cieszę się, że tak postanowiła, w końcu zostawianie instytutu na dłużej było by kiepskim pomysłem. Gdyby faeri się tam włamały mogły by ukraść wiele cennych i niebezpiecznych ksiąg.
- Isabell, nie martw się wszystko się uda. Naprawimy to - rzekłem.
Sam jednak nie byłem tego taki pewny. Wiem, że mam jakieś szanse tylko nie jestem pewny czy ona uważa tak samo. Nic już nas nie łączy. 
Kiedy Izzy się uspokoiła stwierdziłem, że nie mam po co tu siedzieć.
Wyszedłem i skierowałem się do mojej posiadłości. Odkąd rozstałem się z Clary nienawidzę tam przebywać. Mieszkaliśmy tam krótko, ale mimo wszystko wiąże się z tym wiele wspomnień. 
Po kilku minutach dotarłem do domu. Wszedłem do środka i jedyne co poczułem to pustka. Zaświeciłem światło i zdjąłem buty. Poszedłem do kuchni i nalałem sobie wody do szklanki. 
Ciągle przed oczami miałem Clary. Odstawiłem szklankę i jak najszybciej udalem się na górę. Wyciągnąłem klucz i otworzyłem drzwi. Kiedy wszedłem do pomieszczenia od razu poczułem zapach farby. To pomieszczenie stworzyłem dla niej, aby miała miejsce, w którym będzie mogła spokojnie malować. Nie byłem tutaj od bardzo dawna. Nie potrafiłem, ale teraz musiałem. Coś w środku kazało mi tu przyjść.
Wszędzie było pełno obrazów, sztalug, farb, ołówków oraz innych przyporów do malowania. 
Jednak coś przykuło moją uwagę. W koncie pokoju zobaczyłem przykryty obraz. Ściągnąłem biały materiał, a moim oczom ukazał się piękny obraz. Poczułem uścisk w sercu i łzę na policzku. Obraz przedstawiał mnie, Clary oraz małego blondyna. Oboje trzymaliśmy chłopca za rękę, szeroko się przy tym uśmiechając. Wyglądaliśmy jak prawdziwa, kochająca się rodzina.
Dopiero po chwili do mnie dotarło. Chciała, abyśmy byli rodziną. Wielokrotnie malowała swoje myśli.
Jestem ciekaw kiedy go stworzyła. Pewnie wtedy gdy spędzałem czas z Amy. 
Jestem jeszcze głupszy niż sądziłem. Ona chciała, abyśmy byli rodziną, a ja w tym czasie ją zdradziłem i oskarżyłem o zbrodnię, z którą nie miała nic wspólnego.
Dlaczego nic nie zauważyłem? Pamiętam jak w dzień kiedy ją rzuciłem, chciała ze mną o czymś porozmawiać. Był taka radosna i szczęśliwa. Teraz już wiem dlaczego. Chciała mi powiedzieć o tym, że chce mieć ze mną dziecko. Byłem taki głupi. Straciłem szansę na zyskanie rodziny.




Myślenie Jace'a zmierza w złym kierunku. Niby się domyśla, a jednak nie.
Trochę krótki ponieważ laptop mi się popsuł. Jest w naprawie, znowu. Dlatego piszę z telefonu. Przepraszam za wszystkie błędy.
Czytasz komentuj