środa, 26 kwietnia 2017

Rozdział 3

*Jace*
Wszystko mnie bolało, mimo że nie mogłem się ruszać. Nie żałowałem swojej decyzji. Gdybym miał zrobić to jeszcze raz, zrobiłbym to.
Obudziłem się z powodu potwornego bólu w okolicach żeber. Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to śpiąca obok mnie Clary, czyli to nie był sen. Naprawdę mi wybaczyła!
Chciałem się podnieść lecz nie mogłem. Syknąłem z bólu czując jakby coś rozrywało mi ciało.
Clary momentalnie się obudziła. Poderwała się z łóżka i spojrzała na mnie ze strachem.
- Boli cie? - spytała szybko wstając.
Dopiero kiedy wstała zdałem sobie sprawę z tego jak spała. Miała na sobie dość krótką czarną koszulę nocną z umieszczoną gdzieniegdzie koronką. Wyglądała cholernie seksownie. Czy ona chce mnie wykończyć? To mam być kara?
Jestem sparaliżowany, a ona paraduje pół naga po sypialni.
- Robisz to specjalnie - oznajmiłem, kiedy odkryła mnie i zaczęła rysować runy na moim brzuchu.
Spojrzała na mnie, a ja zorientowałem się, że nie ma na sobie stanika.
- Co robię? - spytała, przygryzając wargę.
Umrę przez nią z podniecenia.
Zachichotała i podeszłą do szafy. Wzięła ubrania i zniknęła za drzwiami łazienki.
Nie wiem jak długo tak leżałem. Po jakimś czasie wyszła z łazienki, ubrana w jeansową sukienkę, która przypominała koszulę.
- Zaraz przyjdzie do ciebie Vincent, ja w tym czasie zrobię śniadanie - rzekła i wyszła z sypialni.
Ledo wyszła, a ten czarownik wszedł. Nadal nie wiem skąd on zna moją żonę.
- No i widzisz? Już nie przypominasz tak bardzo trupa - uśmiechnął się głupkowato i położył szklankę z jakimś naparem na szafce.
- Jak... Długo tak będę leżał?
- Nie wiem. Twoje obrażenia są poważne, a przez to, że był to jeden z najsilniejszych demonów twoje rany goją się znacznie wolniej. No i jeszcze twoje obrażenia. Połamany kręgosłup, żebra, rozszarpane narządy wewnętrzne. Zanim  to wszystko się "odbuduje" minie trochę czasu. Ale jak Clary się tobą zaopiekuje to powinieneś szybko wyzdrowieć.
Zaśmiał się i podał mi szklankę.
Drżącymi dłońmi próbowałem chwycić naczynie ale nie mogłem.
- Czyli nie wróciła ci cała władza w rękach. Wypij to jak Clary przyjdzie.
Wyszedł z sypialni, a ja czekałem na mojego aniołka. Kiedy przyszła odłożyła talerz z gorgami na stolik i podeszła do mnie. Bez słowa chwyciła mnie delikatnie i pomogła usiąść.
- Wypij.
Przy jej pomocy jakoś udało mi się wypić cały napar, który swoją drogą był ohydny.
- Gdzie Will? - spytałem.
- Na dole z Aidenem. Zawołać go?
- Może później.
Po chwili usłyszałem dziwny dźwięk dochodzący z zewnątrz. Clary podeszła do okna i ręką odsłoniła zasłonę.
Jej mina momentalnie się zmieniła. Zbladła.
- Zaraz przyprowadzę Will'a.
Wybiegła, zostawiając mnie zdezorientowanego. Coś się musiało wstać. Chciałem stać, ale nie mogłem. Nagły ból mi to uniemożliwił.
Nie mogłem jej pomóc.
Nie minęła chwila kiedy Will wszedł do pokoju. Wdrapał się na łóżko i wtulił się w moje ramie.
- Synku, co się dzieje? - spytałem.
- Jakiś pan tam stoi - odpowiedział, wchodząc pod kołdrę.

sobota, 22 kwietnia 2017

Rozdział 2

*Clary*
Dwa tygodnie. Tyle czasu minęło odkąd Idris został zniszczony. Jace nadal jest nieprzytomny. Najgorsze jest to, że jego rany goją się bardzo wolno. Vincent twierdzi, że może nie chodzić przez pierwsze tygodnie. No i na pewno zostaną mu paskudne blizny. Może to egoistyczne, ale się cieszę, teraz żadna mi go nie odbierze.
Zmieniałam opatrunek na czysty kiedy poczułam ruch jego ciała. Podniosłam wzrok na jego twarz i zobaczyłam jak z trudem próbuje otworzyć oczy. Pochyliłam się nad nim z uśmiechem i delikatnie odgarnęłam kosmyki jego blond włosów.
Po kilku chwilach w końcu otworzył oczy. Zamrugał kilkukrotnie, w końcu na mnie spojrzał.
- C-clary... - wyszeptał ledwo.
Wzięłam jego dłoń i ucałowałam, łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Obudził się!
- Ciiiii... Odpoczywaj - szepnęłam.
- Nie... Nie czuję... Nóg - wychrypiał.
- Twoje obrażenia były bardzo poważne, ale to minie. Poczekaj chwilę zawołam Magnusa.
Chciałam wstać, ale poczułam jak łapie mnie za rękę. Jego uścisk był ledwo wyczuwalny.
- Nie idź...
- Zaraz wrócę.
Ucałowałam jego czoło i zbiegłam na dół. Nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Obudził się - krzyknęłam, wbiegając do salonu.
Magnus wstał razem z Vincentem. Bez słowa poszli na górę. Po chwili podbiegł do mnie Will. Wzięłam go na ręce i przytuliłam do siebie.
- Z tatą wszystko dobrze - szepnęłam mu do ucha.
Jak się okazało to o Jacie miał wizję. Bał się, że to się spełni, przez kilka nocy nawet nie mógł spać i kilka razy wymykał się pod sypialnię, w której leży.
- Mamo?
- Tak skarbie?
- Możemy iść do taty? - spytał cicho.
Pocałowałam go w skroń i poszłam w kierunku sypialni. Weszłam do środka. Magnusa i Vincenta już tu nie było. Usiadłam na skraju łóżka i posadziłam Will'a wygodniej na kolanach.
Jace cały czas się nam przyglądał. Po chwili zaczął płakać. Jego łzy spływały mu po policzkach i skapywały na poduszkę.
Położyłam dłoń na wewnętrznej stronie jego dłoni i delikatnie pogładziłam. Po chwili zrobił to samo z drugą.
Do moich oczu napłynęły łzy.
- Tak bardzo was kocham... - szepnął głośniej niż przedtem.
- My ciebie też tatusiu - rzekł radośnie Will.
Spojrzałam na mojego synka i się uśmiechnęłam, tak samo jak mój synek, pierwszy raz od dwóch tygodni.
- Will idź na dół do wujka.
Zeskoczył z moich kolan i wybiegł z pokoju. Zdjęłam buty i położyłam się obok Jace'a. Moja głowa opierała się lekko o jego ramie.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. Jak jeszcze raz spróbujesz nas zostawić przysięgam, że żywo z tego nie wyjdziesz - zagroziłam.
- Nigdy - szepnął.
Podniosłam się na łokciu. Na jego twarzy malował się ból i zmęczenie. Zwykły człowiek powiedziałby, że wygląda jak trup, blada cera, twarz bez życia, ale nie ja.
Pochyliłam się i pocałowałam jego lekko rozchylone usta. Brakowało mi tego. Oddawał je delikatnie i lekko. Po chwili odsunęłam się od niego i z powrotem położyłam obok.





Rozdział wyszedł mi kiepski. Przepraszam, że tak krótko jestem zmęczona.
 Najchętniej położyłabym się spać, ale niestety ja nie potrafię spać w dzień. Jeszcze po tych egzaminach.
Następny będzie dłuższy. 
Czytasz komentuj

wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział 1

*Clary*
Znajdowaliśmy się w mieście dzikich wilkołaków. Nie udało nam się pokonać demonów. Było ich zbyt wiele, no i były zbyt potężne.
Ze łzami w oczach pochylałam się nad ciałem Jace'a. Leżała na łóżku w domu Alana. Starałam się oczyścić jego rany i sprawić żeby choć trochę zaczęły się goić.
- Magnus zrób coś - wyszlochałam błagalnie.
- Pomożemy mu - wyszeptał niezbyt pewnie.
- Mów za siebie. To już jest trup - zobaczyłam Vincenta, stojącego w drzwiach.
Zaczęłam bezsilnie kręcić głową, zaprzeczając.
Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula.
Upadłam i wtuliłam w ramiona Aidena. Zamknęłam oczy zanosząc się szlochem.
- Nie mogę go stracić! - oznajmiłam tak głośno jak tylko mogłam.
Byłam zrozpaczona.
Prze 4 lata radziłam sobie ze wszystkim, bo wiedziałam, gdzie jest. Wiedziałam, że jest bezpieczny.
A teraz?
Jest krok od śmierci.
- Chyba wiem co może pomóc... - rzekł nagle Vincent.
- Co? Powiedź! Zrobię wszystko!
- Macie kielich?
- Jia powinna go mieć, tak samo jak miecz - odpowiedział Aiden.
- Zrobimy tak. Clary zostaniesz z Jacem i będziesz go utrzymywać przy życiu do naszego powrotu. Magnus przyniesiesz wszystkie zioła lecznicze jakie masz, a ty Aiden zdobędziesz wodę z jeziora Lyn. Ja w tym czasie zajmę się Aleciem, ich więź nie może zostać rozerwana.
Pokiwałam tylko głową.
- Co z Willem? - spytałam.
- Vanessa się nim zajmuje, nie martw się - Aiden pocałował moje czoło i wyszedł.
Usiadłam obok Jace'a i zaczęłam mu rysować runy. Po chwili jednak musiałam iść po ręcznik. Krwi było nadal bardzo dużo. Wzięłam dwa ręczniki. Jeden namoczyłam w wodzie. Wróciłam do sypialni.
Zaczęłam delikatnie obmywać jego twarz i klatkę piersiową. Pogłaskałam go po głowie.
Jak mogłam być tak głupia. Zamiast wykorzystywać każdą chwilę z nim, to ja starałam się z nim walczyć. Choć tak bardzo chciałam przy nim być, ale bałam się ze znów mu zaufać.
Mimo, że teraz mam pewność co do jego uczuć, to co mi po tym? Skoro mogę go stracić.
- Dlaczego musisz być takim egoistą? - wyszeptałam, ściskając jego zimną dłoń.
Narysowałam mu kilka run i odłożyłam stele.
- Pomyślałeś o mnie? O Will'u? Dlaczego chcesz nas znowu zostawić?!
Ukrywam twarz w dłoniach.
- Błagam, nie zostawiaj mnie. Tak bardzo cie kocham...
Nie wiem jak długo tak siedziałam. Z pewnością minęło dużo czasu. Vincent wszedł do sypialni z kielichem w ręku.
- Usiądź z drugiej strony - poprosił.
Wykonałam jego polecenie.
- Pomóż mi go podnieść.
Chwyciłam delikatnie głowę Jace'a i spojrzałam na Vincenta. Był skoncentrowany, ale także zmartwiony. Wziął kielich i ostrożnie wlał zawartość kielicha do ust blondyna.
- To pomoże? - spytałam z nadzieją.
- Być może. Musimy poczekać.
- Co to dokładnie było?
- Woda z jeziora Lyn jest niebezpieczna dla Nefilim, lecz jeśli wypije się ją z kielicha to potrafi leczyć. Dodałem do wody wiele ziół, aby wzmocnić jej działanie.
Spojrzałam na Jace'a. Dotknęłam jego policzka i z radością mogłam stwierdzić, że jest cieplejszy.
- Idź do Will'a. Razem z Magnusem opatrzymy go i założymy bandaże.
Pocałowałam czoło mojego męża i wstałam.
Oby zadziałało.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Prolog - Księga II

*Clary*
To działo się tak szybko. W jednej chwili demon powalił mnie na ziemię, a w drugiej zobaczyłam jak mój mąż upada. Jego rozerwane niemalże na strzępy ciało, upadło kilka metrów ode mnie. Demon próbował mnie zaatakować, ale Jonathan go powstrzymał.
Rzuciłam miecz i na klęczkach podeszłam do Jace'a. Był cały pobrudzony krwią. Ja jego klatce piersiowej, nogach plecach znajdowały się okropne rany po pazurach.
Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach.
To nie może być prawda. Wyjęłam stelę i zaczęłam rysował mu jak najwięcej run.
Wiedziałam, że jeśli umrze to nie będę mogła mu pomóc.
Nikt na świecie nie ma takiej mocy, aby wskrzesić kogoś drugi raz. Nawet anioły miałyby z tym problem.
Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, starając się usłyszeć bicie jego serca.
Biło, ale bardzo słabo.
- Magnus! - krzyknęłam zrozpaczona.
Nie mogę go stracić, nie kiedy go odzyskałam.
Drżącymi dłońmi i oczami pełnymi łez rysowałam coraz to nowsze runy.
Nie może nas zostawić. Nie przeżyję tego.

Epilog - Księga I

"Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...


Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie."
Leopold Staff





 *Jace*
 Byłem w ciemności. Ciemność mnie otaczała. Wiedziałem, że to koniec.
Zbyt długo udało mi się oszukiwać śmierć.
Zbyt wiele złego wyrządziłem.
Aby dostać szansę.
Mam nadzieję, że beze mnie będzie szczęśliwa.


*Clary*
W jednej chwili cały mój świat... Przestał istnieć.
On nie może mnie zostawić.
Nie może zrobić mi tego po raz drugi.
Tym razem nie będę mogła mu pomóc.
Nie będę mogła wskrzesić.
Dlaczego kiedy go odzyskałam, chce mnie zostawić?






Krótki epilog. 
Wybaczcie za to ultimatum, chciałam was jakoś zachęcić do komentowania.
II część będzie kontynuacją tej. 
Zacznie się tym co się tam dokładnie wydarzyło.
Czytasz komentuj






niedziela, 16 kwietnia 2017

Rozdział 28

*Jace*
Obudziłem się w nocy słysząc płacz. Wstałem i wyszedłem z sypialni. Stanąłem w drzwiach pokoju, w którym spał Will. Clary tuliła go do siebie i szeptała uspokajające słówka. Niepewnie podszedłem do nich i usiadłem obok niej. Kiedy mnie zobaczył, wtulił się we mnie głośniej płacząc.
Moja ukochana wyglądała na zmartwioną.
- Zostaniecie ze mną? - spytał, przecierając oczko ręką.
Rudowłosa spojrzała na mnie z lekkim grymasem.
- Jasne skarbie - powiedziała cicho.
Położyła się po jednej stronie, przyciągając naszego synka do siebie. Spojrzała na mnie znacząco. Położyłem się obok nich.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Will'a. Widocznie nie tylko mi zależy abyśmy znowu byli razem.
Obudziłem się czując jak ziemia drży. Wstałem i od razu napotkałem przerażone spojrzenie Clary.
- Nasz jeszcze mój strój bojowy? - spytała.
- Jest w szafie - odpowiedziałem.
Wstałem z łóżka i pobiegłem do zbrojowni. Wziąłem najpotrzebniejszą broń i wróciłem do sypialni. Clary trzymała na rękach Will'a.
- Co się dzieje?
- Królowa atakuje - mruknęła.
Wyszła, a ja się szybko przebrałem. Zbiegłem na dół. Razem opuściliśmy posiadłość.
Zamarłem widzą olbrzymiego demona latającego nad miastem. Nigdy wcześniej nie widziałem ani tym bardziej nie słyszałem o takim demonie. Co to do diabła jest?
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do miasta. Po drodze zabiłem chyba z 20 demonów i wojowników faeri.
Ogromny wybuch sprawił, że oboje upadliśmy. Gorączkowo zacząłem się rozglądać za Clary. Leżała kilka metrów ode mnie, trzymając Will'a, za wszelką cenę starając się aby nic mu się nie stało.
Niebo zrobiło się szare.
Z nieba zaczęły spadać białe pióra.
Wstałem i podbiegłem do Clary. Pomogłem jej wstać i razem pobiegliśmy w stronę Sali Anioła, po drodze mijając walczących Nefilim.
Otworzyłem wrota i wpuściłem moją ukochaną. Zabiłem atakującego mnie faeri i wszedłem do sali. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było wielu rannych. Wzrokiem odszukałem Magnusa i podbiegłem do niego.
- Magnus do cholery, co to za demony?!
Spojrzał na mnie i jakby nie wiedział co powiedzieć.
- Nie wiem - ta odpowiedź zbiła mnie z tropu.
- Te demony... Pochodzą z zastępu Lucyfera. Tylko on w demonicznym świecie może posiadać tak potężne oddziały - usłyszałem głos Jonathana.
- Nie wygramy z nimi - jak zawsze optymistyczny Simon, musiał się odezwać.
- Co teraz? - ktoś krzyknął.
Clary zaniosła Will'a do Vanessy.
- Jia co z mieczem i kielichem? - spytała w końcu rudowłosa.
- Są ukryte w podziemiach - odpowiedziała.
Pokiwała ze zrozumieniem głową i spojrzała na Aidena. Podał jej jeden ze swoich mieczy. Wyciągnęła stelę i zaczęła tworzyć jakieś runy. Po kilku minutach podrzuciła miecz. Zanim się obejrzałem zamiast jednego miecza pojawiło się kilkadziesiąt.
- To jedyne co mogę teraz zrobić - oznajmiła.
Narysowała sobie kilka run i wyszła z sali.
- Alec...
Mój przyjaciel bez słowa do mnie podszedł i pomógł mi z runami. Kiedy skończył wybiegłem za nią.
Walczyłem, nieprzerwanie od kilku godzin. Wszędzie panował mrok. Zniekształcone sylwetki demonów co chwilę pojawiały mi się przed oczami.
Nagle usłyszałem krzyk, ale nie byle jaki. Krzyk mojego aniołka.
Zobaczyłem jak ogromny ptakopodobny demon z olbrzymi pazurami i żarzącymi skrzydłami leci prosto na nią. To był zdecydowanie najpotężniejszy demon jakiego kiedykolwiek widziałem i prawdopodobnie najsilniejszy jaki istnieje. Nie mieliśmy z nim szans, tego byłem pewny.
Pobiegłem do niej.
Obroniłem ją. Poczułem ból, a potem ciemność.
Przynajmniej tak mogłem w małym stopniu, odkupić swoje winy.
Jedyne co usłyszałem to jej przerażony i zrozpaczony krzyk.
Nie żałowałem.
Najważniejsze, aby była bezpieczna.





15 komentarzy i wstawię wam jutro epilog.
Czytasz komentuj

wtorek, 11 kwietnia 2017

Rozdział 27

*Clary*
Miałam złe przeczucia. Wbiegłam do posiadłości razem z Aleciem. Po drodze zawiadomiłam także Vincenta. Stając w drzwiach salonu, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Nad głową Will'a krążyły białe cienie.
Nie patrząc na nic, podbiegłam do niego i przytuliłam. Poczułam okropny ból na ramionach i rękach. Will mnie dotknął.
- Ci... Skarbie już dobrze - szepnęłam, gładząc go czule po głowie.
- Nie chcę żeby umierał - wyszlochał.
- Nikt nie umrze, pamiętasz co ci obiecałam? Nie dopuszczę do tego.
Wtulił się we mnie. Poparzone miejsca bolały mnie niemiłosiernie, ale nie dałam po sobie tego poznać. Usiadłam na podłodze i mocniej go przytuliłam. Po kilkunastu minutach dopiero się uspokoił.
- Nie to miałem na myśli -  usłyszałam wściekły głos Vincenta.
Stał przy Jacie z założonymi rękami i przyglądał mi się uważnie.
- Ktoś mi wyjaśni co tu jest grane? - Simon był zdezorientowany.
Vincent pokiwał bezsilnie głową i wziął ode mnie Will'a. Położył go na kanapie i wyszeptał jakieś słowa. Po kilku minutach Will spał przykryty kocem.
- Kiedyś dojdzie przez to do tragedii. Musisz coś z tym zrobić - oznajmił i otworzył sobie portal.
Spojrzałam na mojego synka upewniając się, że śpi.
- Popatrzył cie - zauważyła Isabell.
Jace otrząsnął się z szoku i podszedł do mnie. Uklęknął obok mnie i dotknął mojej bolącej szyi.
- Wyjaśnisz mi to?
- Will odziedziczył po tobie niebiański ogień, którego nie potrafi kontrolować - szepnęłam.
Po moich policzkach zaczęły spływać. Czułem się bezsilna. Nie potrafiłam ochronić własnego dziecka.
Jace objął mnie niepewnie. Zarzuciłam ręce na jego kark. Wzmocniłam uścisk i zamknęłam oczy.
Nie ważne czy byliśmy pokłóceni czy nie. Potrzebowałam go. Przez 4 lata sama musiałam radzić sobie z większością problemów. Nie chciałam nikomu sprawiać kłopotu.
Poczułam jak mnie podnosi i sadza na fotelu.
- Trzeba to opatrzyć - powiedział przejęty.
- Może najpierw nam to wyjaśnisz - zażądał Magnus.
- Nadal go nie lubisz? - spytałam.
Doskonale wiedziałam, że Magnus i Vincent za sobą nie przepadają. Podobno Bane była wściekły na niego za coś. Do tej pory jednak nie udało mi się dowiedzieć, co takiego się miedzy nimi wydarzyło.
- Nie będę o tym rozmawiał.
- Powiesz nam prawdę? - spytała mama.
- To zaczęło się jakieś półtora roku temu. Aiden drażnił się z Will'm. W nocy obudził się z płaczem, a potem kiedy wzięłam go do siebie podpalił zasłonkę. Najgorsze jest to, że jet za mały aby uczyć się kontroli.
- Dlatego zaprowadziłaś go do Vincenta, aby stworzył blokadę? - spytał Magnus.
- Tak. Bez tego zrobiłby sobie krzywdę.
Mama i Luke spojrzeli na siebie i podeszli do mnie. Przytulili mnie.


*Jace*
Z rozczuleniem patrzyłem na scenę przede mną. Czułem, że jesteśmy na dobrej drodze.
- Mówił coś zanim zaczął płakać? - spytała nagle, odsuwając od Jocelyn.
- Tylko "demony"  - odpowiedziała Isabell.
- Czemu pytasz? - dopytywał Luke.
- Will czasami widzi coś co się wydarzy. Zazwyczaj to mu się po prostu śniło - odpowiedziała.
Wszyscy zaczęli się zbierać twierdząc, że i tak się zasiedzieli. Kiedy zostałem tylko ja, Clary i śpiący Will zauważyłem, że mój aniołem zamierza wyjść.
- Może powinnaś zostać? Will śpi, chyba nie chcesz go budzić. Na dodatek masz poparzone ręce- błagam niech to zadziała.
- Chyba nie mam innego wyjścia. Są tu jeszcze moje rzeczy? - spytała.
- Oczywiście, że są.
- Mogę wziąć prysznic?
- To też twój dom.
Zdenerwowało mnie jej pytanie, ale nie dałem tego po sobie poznać. Ucałowała Will'a i poszła na górę. Usiadłem na fotelu, próbując nad sobą zapanować. Miałem cholerną ochotę do niej dołączyć.
Po kilkunastu minutach wróciła. Przełknąłem głośno ślinę. Miała na sobie czarne leginsy z wycięciami po bokach i czarną koszulkę, moją koszulkę.
- Nic innego nie znalazłam - oznajmiła, widząc mój wzrok.
- Nie przeszkadza mi to.
- Napisałam przy okazji wiadomość, aby się nie martwili.
Podeszła do naszego synka i wzięła go na ręce. Ostrożnie zaniosła go na górę. Ani przez chwilę na jej twarzy nie gościł grymas bólu. Tak jakby w ogóle nie bolały jej rany.
Kiedy wróciła usiadła na przeciwko mnie. Nie wiedziałem, od czego zacząć rozmowę.
- Wiesz, że to trochę chore? - spytała.
Spojrzałem na nią niezrozumiale.
- Co jest chore?
- Wszystkie moje rzeczy leżą tam gdzie je zostawiłam. Nawet nieuprana bielizna w koszu. Nie pomyślałeś żeby posprzątać?
- Nie chciałem. Przygotujemy coś do jedzenia? - szybko zmieniłem temat.
Pokiwała tylko głową i wyszła z salonu.
Nawet nieźle to rozegrałem. Teraz tylko nie zrobić niczego głupiego.




Clace powoli się odradza. Następny rozdział pojawi się za tydzień.
Zapraszam do wspomnień
Czytasz komentuj 

wtorek, 4 kwietnia 2017

Rozdział 26

*Jace*
Stałem w kuchni posiadłości Morgensternów, zastanawiając się jak zadać męczące mnie pytanie. Clary wyglądała pięknie o poranku. Kołysała się na wszystkie strony z radością przygotowując śniadanie.
- Zapytasz w końcu, czy będziesz tak stał? - zapytała lekko zirytowana.
- Mogę zabrać Will'a na kilka godzin? - spytałem na jednym oddechu.
Upuściła nóż i gwałtownie się odwróciła.
Spojrzała na mnie z lekko rozchylonymi ustami i uniosła zszokowana brwi.
- Chciałbym go lepiej poznać, tak samo jak twoja matka i pozostali - odpowiedziałem.
Oparła się dłońmi o blat i zaczęła nad czymś zastanawiać.
- Proszę.
- No dobrze, ale jeśli spadnie mu chociaż jeden włos z głowy to mnie popamiętasz - warknęła.
Po chwili po schodach zszedł Will. Miał na sobie czarną piżamkę z głową pandy. Przecierał zaspane oczka jedną rączką, a druga trzymał pluszowego misia.
- Dzień dobry skarbie - Clary wzięła go na ręce.
To był najsłodszy widok na świecie. Poczułem cholerne ukłucie w sercu, zdając sobie sprawę z tego jak niewiele znaczę w ich życiu. Czy kiedykolwiek zdołam to naprawić?
Po kilkudziesięciu minutach Will stał przede mną ubrany jak mały nocny łowca.
- Cieszę się, że dbasz o jego wygląd - wypaliłem bez zastanowienia.
Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Zachichotała tak słodko, że miałem wrażenie, że śnię.
- Stary Jace wrócił - powiedziała radośnie.
Cholera! Poruszyłem się niespokojnie, czując narastającą ciasnotę w spodniach. Błagam tylko nie teraz. Szczęście, że tego nie zauważyła.
- Masz na niego uważać. Jeśli będzie chciał coś słodkiego to mu daj tylko nie dużo i nie przed obiadem. Nie dawaj mu także broni. Bardzo lubi się nią bawić, dlatego jak spuścisz go z oka to na pewno coś znajdzie. Najważniejsze, nie może się denerwować...
- Dam sobie radę. Po za tym nie będę sam.
Wyszliśmy z posiadłości tuż po tym jak Clary pożegnała się z Willem. Byli ze sobą bardzo zżyci.
- Gdyby coś się działo, natychmiast mnie zawiadom - wyglądała na zmartwioną.
- O nic się nie martw.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się przed posiadłością. Kiedy tylko wyszliśmy, zauważyłem, że Will odziedziczył talent po moim aniołku. Z zachwytem przyglądał się otoczeniu.
Mijaliśmy także nocnych łowców, którzy nie byli zbytnio zdziwieni widząc Will'a. Bardzo szybko rozeszła się wieść po świecie, że Jace Herondale ma syna.
Wpuściłem go do środka. W salonie czekali już na nas pozostali. Will zdjął swoje czarne buciki i wskoczył na fotel. Zaczął się przyglądać każdemu po kolei. Jego wzrok spoczął na Magnusie.
- Masz kocie oczy - oznajmił radośnie.
Magnus spojrzał na mnie niezrozumiale. Nie miał kocich oczy, przynajmniej nie w tej chwili.
- Widzisz je? - spytał, podchodząc do niego.
- Dostanę ciasteczka?
Czy czterolatek właśnie zmienił temat?
- Oczywiście skarbie - Jocelyn wstała i poszła do kuchni.
- Co byś chciał porobić? - Isabell stanęła obok Magnusa i spojrzała na niego.
- Pobawmy się.
Magnus wyszeptał jakieś słowa. Po chwili obok Will'a pojawił się biały kot. Na początku wydawał się tym zainteresowany lecz po chwili spojrzał w stronę okna. Podszedłem do niego ostrożnie, dowiedzieć się co się stało. Zamarłem widząc jak jego oczy świecą na złoto.
- Alec zawiadom Clary, natychmiast.
- Demony - szepnął.
Jego małe rączki zaczęły płonąć. Zanim się obejrzałem zaczął płakać, dziwna siła odepchnęła nas i rzuciła na ścianę.




Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać. Musiałam zakończyć w tym momencie.
Czytasz komentuj